Aparaty z otwartym systemem
-
- Norbert Gajlewicz,
- 20.01.2014, godz. 14:28
Cyfrówki na dobre już weszły do telefonów – o coraz lepiej fotografujących smartfonach pisaliśmy chociażby w ubiegłym miesiącu. Teraz warto sprawdzić, jakie możliwości oferują aparaty fotograficzne, które są sterowane systemem stosowanymi w telefonach. Systemem w pewnym sensie otwartym, bo można go rozbudować o nowe funkcje.
Aparatów fotograficznych sterowanych Androidem nie ma jeszcze wiele. Zaledwie kilka modeli, głównie oferowanych przez koreańskiego giganta RTV. Jedną cyfrówkę tego typu oferuje także Nikon. A gdzie Canony, Panasoniki czy Olympusy? Czy nastąpi wysyp aparatów z „zielonym robotem”? Niekoniecznie, i to wcale nie dlatego, że pomysł jest nietrafiony. Wręcz przeciwnie – otwarcie systemu operacyjnego aparatu na możliwość nieograniczonego rozwijania jego funkcjonalności, co nie idzie w parze z interesami producentów, którzy realizują swoje strategie sprzedażowe dzięki wprowadzaniu w kolejnych generacjach aparatów mniej lub bardziej oryginalnych funkcji. Otwarty system aparatu może spowodować, że tym samym urządzeniem będziemy cieszyć się przez lata, odmładzając go za każdym razem gdy instalujemy na nim nową aplikację (warto zaznaczyć, że aplikacje nie tylko służą do udziwniania naszych zdjęć, ale także poprawy ich jakości). Możliwości sprzętowe aparatów fotograficznych osiągnęły już na tyle wysoki poziom, że coraz mniej uzasadniona jest ich wymiana ze względu na „międzypokoleniową” różnicę w jakości rejestrowanego obrazu. Nowe aparaty kuszą coraz bardziej wyrafinowanymi funkcjami – dobrym przykładem tu jest wprowadzone przed laty przez Sony kapitalnych funkcji HDR z ręki czy Sweep Panorama. Jakby tak móc dobrej klasy lustrzankę czy hybrydę doposażać w tego rodzaju funkcje przez wiele lat można by nie zmieniać sprzętu.
Z punktu widzenia użytkowników aparatów, otwarcie systemów operacyjnych aparatów cyfrowych to duża sprawa. Zobaczymy, czy prócz Samsunga, także inni producenci podejmą ryzyko i otworzą swoje systemy umożliwiając płatne i bezpłatny upgrade możliwości. Sony zrobiło to częściowo (o czym dalej), ciekawe czy zaryzykują inni.
Zobacz również:
- Canon przedstawia najtańszy bezlusterkowiec na rynku - EOS R100. Ma być idealny do zabrania w podróż
- Jak przekonwertować pliki HEIC na JPEG w macOS i Windows 10/Windows 11 [PORADNIK]
Otwarty system aparatu może spowodować, że tym samym urządzeniem będziemy cieszyć się przez lata, odmładzając go za każdym razem gdy instalujemy na nim nową aplikację
Jak się fotografuje z Androidem?
Sam proces fotografowania z punktu widzenia użytkownika sprzętu nie różni się o tego, jaki odbywa się w „normalnej cyfrówce” z zamkniętym systemem. Do obsługi aplikacji aparatu fotograficznego można napisać przecież dowolny interfejs, zarówno prosty i intuicyjny dla początkujących, jak i super zaawansowany dla fotograficznych wyjadaczy. Jak na razie, aparaty z Androidem, jakie są obecnie oferowane na rynku przeznaczono raczej dla tych pierwszych (nawet dalej opisywany model hybrydy Samsunga). Obsługa ustawień odbywa się głównie poprzez interfejs na dotykowym ekranie. Zaawansowany użytkownik raczej tego nie polubi – ważna jest bowiem możliwość szybkich ustawień jakie zapewniają fizyczne elementy sterowania (przyciski, dźwigienki, koła nastaw czy pokrętła). Obecne modele sterowane Androidem w obsłudze bardziej przypominają na razie smartfony. Ale Android temu nie jest winny – w kolejnych produktach napakować tyle pokręteł i guzików ile się tylko zmieści na korpusie.
To, czym kuszą aparaty z otwartym systemem to oczywiście możliwość rozbudowy funkcji fotograficznych, jak też wielofunkcyjność multimedialna. Aparat staje się platformą do oglądania filmów, przeglądania Internetu, gier, obsługi poczty itd.
Wadą aparatów z Androidem jest długi czas uruchamiania się systemu. W czasie, gdy jest sprzęt czuwa, niestety wyczerpuje się akumulator. Po jednym dniu w trybie standby potrafi się całkowicie rozładować.

Możliwości edycji i stylizacji zdjęć w jednej z darmowych aplikacji na Androida.
Samsung Galaxy Camera (EK-GC100)
Aparat ten jest jednym z pierwszych modeli, które są sterowane przez system Android. Gdy spojrzymy nań od tyłu zobaczymy smartfon, z przodu zaś jest normalnym aparatem kompaktowym. Sam pomysł wykorzystania systemu mobilnego z aparatem jest oczywiście ciekawy. Użytkownicy mieli tylko pretensję do tego, że urządzenie nie pozwalało na wykonywanie połączeń telefonicznych – jak się już ma taki gadżet, po cóż nosić jeszcze ze sobą telefon? Niedogodność tę wyeliminowano w kolejnym produkcie – hybrydzie telefonu i aparatu – Galaxy S4 Zoom, o którym dalej.
Galaxy Camera dysponuje zoomem optycznym o współczynniku zbliżania 21x. Przy ustawieniu szerokokątnym (ekw. 23 mm) obiektyw jest dość jasny – największy otwór przysłony wynosi bowiem f/2,8. W pozycji tele światłosiła spada do poziomu f/5,9.
Obsługa aparatu została oparta niemal wyłącznie o menu dotykowe. Co ciekawe kompakt umożliwia także użycie kreatywnych trybów fotograficznych – prócz trybu manulanego dostępne są także preselekcje czasu i przysłony.
Aparat dysponuje gniazdem karty SIM, dzięki której możliwe jest łączenie się z siecią także poza zasięgiem WiFi. Po wyłączeniu system Galaxy Camery wstaje także około 26 sekund. Za wadę uznajemy zastosowanie kart standardu Micro – znacznie mniejsze aparaty kompaktowe bez problemu mieszczą w sobie „duże” karty SD.

Pierwszy aparat fotograficzny sterowany systemem Android: Nikon Coolpix S800c
Nikon Coolpix S800c
Takim małym kompaktem, w którym zdjęcia są zapisywane na pełnowymiarowych kartach SD jest właśnie Coolpix S800c. Od wielu innych kompaktów, nie tylko Nikona, różni się przede wszystkim systemem operacyjnym – jest pierwszym aparatem z systemem Android. Jego premiera miała miejsce kilka dni przed wyżej opisanym Samsungiem GC100.
Fizycznie Coolpix nie różni się istotnie od innych kieszonkowych kompaktów tego producenta. Jak inne proste modele, skąpo wyposażono go w przyciski. Pokręteł nie posiada, ale dźwignię zoomu przy spuście migawki już tak. Aparat został przystosowany do łączenia się ze światem za pomocą WiFi (w odróżnieniu do konkurencyjnych modeli Samsunga nie może łączyć się przez sieć GSM).
Menu aparatu przypomina raczej to, którym dysponują inne kompakty Nikona. Mamy tryby automatyczne oraz oczywiście pełną paletę programów tematycznych.
Mimo, że aparat jest niewielki, udało się w nim zmieścić teleskopowo chowany obiektyw z zoomem 10x (ekw. 25 - 250 mm) o świetle f/3,2-5,8.
Nikon bardzo sprytnie rozwiązał sprawę długiego startu systemu. Nawet po twardym wyłączeniu (wyjęciu baterii) aparat uruchamia się w nieco ponad 1 sekundę. Gdy już widzimy na ekranie podgląd kadru i możemy oddawać się pasji fotografowania, cichaczem następuje ładowanie systemu Android. Pulpit systemu można włączyć dopiero po upływie około 30 sekund. To świetne obejście problemu.
Wadą aparatu, w porównaniu z modelami Samsunga jest mały wyświetlacz. Ale z drugiej strony to przecież bardzo mały aparat...
Samsung Galaxy S4 Zoom (SM-C101)
Jako telefon nie różni się specjalnie od innych smartfonów Samsunga. Jego obudowa jest po prostu grubsza – szczególnie w dwóch miejscach. Jako aparat wyróżnia się wyjątkowo małą ilością przycisków i innych elementów sterowania. Jest przycisk migawki, włącznik i dwa przyciski do regulacji i przycisk na pleckach tuż obok panelu dotykowego. Nie ma typowej dla kompaktów dźwigni zmiany ogniskowej. Zamiast niej jest pierścień na tubusie obiektywu, który odstaje około centymetr od płaszczyzny korpusu. Nie jest to wygodne rozwiązanie - trudno jest obsługiwać aparat jedną dłonią. Ogniskową można zmieniać także za pomocą ekranu dotykowego, ale lupki „+” i „-” znajdują się po lewej stronie, przez co użycie lewej dłoni jest konieczne.
Aparat może wykonywać zdjęcia ustawiając się automatycznie, ale także możliwe jest sterowanie parametrami w trybie „Ekspert”. Ten, w porównaniu do modeli Galaxy NX czy Galaxy Camera jest nieco ograniczony. Konstruktorzy zastosowali co prawda tryb M, w którym można ręcznie określać zarówno czas, jak i przysłonę. Pozbawili jednak S4 trybów częściej używanych – czyli preselekcji przysłony (A) i czasu (S). Tryb manualny także nie tryska możliwościami. Gdy już zdecydujemy się na ręczną kontrolę ekspozycji staniemy przed wyborem tylko dwóch otworów przysłony – przy ustawieniu szerokokątnym (ekw. 24 mm) mamy do dyspozycji przysłony f/3,1 i f/8,8. W położeniu tele „przejrzystość” optyki możemy ustawić na f/6,3 lub f/17,8.
Jak większość smartfonów, także Galaxy S4 Zoom dysponuje drugim aparatem fotograficznym, którego obiektyw (a raczej obiektywik) znajduje się obok dotykowego panelu, co pozwala na prowadzenie wideorozmowy lub wykonanie słabej jakości autoportretu.
Jako zaletę należy uznać duży „smartfonowy” ekran LCD o sporej rozdzielczości. Wygodę fotografowania podwyższa niewielka ale wyraźnie odstająca od lica korpusu rękojeść. Konstruktorzy zastosowali klasyczną ksenonową lampę błyskową, znajdującą się na przedniej ściance aparatu. S4 Zoom został wyposażony w gwint statywowy. System aparatu – podobnie jak innych opisanych wyżej modeli Samsunga uruchamia się także w 26 sekund. Wyjście z trybu uśpienia to zaledwie sekunda. Ale niestety standby zżera energię, której w przypadku aparatu dysponującego wielkim wyświetlaczem nigdy za wiele.
Samsung Galaxy NX (EK-GN120)
To obecnie jeden z najciekawszych aparatów fotograficznych na rynku. Nie dlatego, że wyposażono go w wyjątkową matrycę, optykę czy liczbę przycisków. Wręcz przeciwnie – pod względem zastosowanych komponentów i budowy nie wyróżnia się znacznie od większości podobnej klasy cyfrówek. To, co przyciąga zainteresowanie to połączenie otwartego systemu aparatu z dość dużymi możliwościami fotograficznymi. Takie zapewnia bowiem przyzwoity aparat hybrydowy z fizycznie sporą matrycą i wymienną optyką. Główne elementy odpowiedzialne za rejestrację i przetwarzanie obrazu zostały zapożyczone z testowanego już w naszym laboratorium modelu NX300.
Mając w rękach Galaxy NX trudno nie zachwycać się nieprzeciętnie dużym ekranem LCD – długość jego przekątnej wynosi bowiem przeszło 12 cm! Na wyświetlanym na nim podglądzie sceny widać nawet najmniejsze detale – w parze z wielkością wyświetlacza idzie także spora rozdzielczość – „małe HD” czyli 1280 x 720 pikseli. To robi wrażenie.
Dodatkowo zastosowano także bardzo przyzwoity wizjer elektroniczny o rozdzielczości SVGA czyli 800 x 600 pikseli. Można go porównać do wizjerów o rozdzielczości 1,44 Mpix, stosowanych w pierwszych hybrydach Panasonica – modelach Lumix G1, GH1 czy GH2. Warto przypomnieć, że większość producentów podając rozdzielczość ekranów w megapikselach bierze pod uwagę tak zwane subpiksele, czyli trzykrotnie liczniejsze składowe piksela (800 x 600 x 3 Subpix = 1,44 Mpix).
Aparat, jak inne modele cyfrówek sterowanych Androidem nie grzeszy dużą ilością przycisków czy pokręteł. Aparat w dużym stopniu ma być obsługiwany za pomocą dotykowego wyświetlacza – na szczęście w przypadku Galaxy NX całkiem dużego. Użytkownik ma „pod palcami” jedynie przycisk spustu migawki, 3 guziki przewidziane do otwierania lampy błyskowej, włączania aparatu i rejestracji wideo. W najwygodniejszym miejscu – bo w okolicy gdzie spoczywa kciuk prawej dłoni znajduje się pokrętło zmiany wartości. Jest ono, jak w wielu modelach Panasonica, zintegrowane z przyciskiem zmieniającym funkcję. Dzięki temu użytkownik może szybko zmieniać podstawowe parametry, jak stopień kompensacji ekspozycji, zmianę czułości czy wartości przysłony. Na korpusie Galaxy NX nie znajdziemy typowego dla zaawansowanych aparatów koła trybów pracy „PASM”. Nie znaczy to jednak, że nie da się fotografować w trybach kreatywnych – możne je ustawić w menu wyświetlanym na ekranie dotykowym. Trzeba przyznać, że wcale nie jest to niewygodne – wystarczy pociągnięcie kciukiem wzdłuż prawej krawędzi wyświetlacza – przewijają się tam nie tylko guziki „PASM” ale także inne opcje w postaci „softkeys”. Mamy do wyboru tryby auto i użytkownika jak również całą paletę programów tematycznych „Smart”. Ogólnie zmiana parametrów jest dość wygodna szczególnie dla osób przyzwyczajonych do obsługi smartfonów. Ci zaś, którzy lubią ustawiać aparat szybko, czyli za pomocą pokręteł i gałek (bez konieczności grzebania w menu) pewnie będą mieli okazję do wygłoszenia krytyki pod adresem konstruktorów tego modelu. Warto jednak dodać, że jak każdy nowy aparat z serii NX, także i Galaxy wykorzystuje optykę z funkcją iFn. Pozwala to na szybkie sterowanie wieloma parametrami za pomocą wielofunkcyjnego pierścienia znajdującego się na obiektywie. Jego funkcję zmienia się poprzez naciśnięcie przycisku „iFn”.

Pierwszy aparat hybrydowy z systemem Android - Samsung Galaxy NX
Aparat trzyma się wygodnie. Duża i głęboka rękojeść zapewnia pewny chwyt. Nad wizjerem elektronicznym zlokalizowano gorącą stopkę na systemową lampę błyskową.
Mimo, że aparat pod względem gabarytów i masy jest porównywalny z innymi hybrydami (a od wielu jest wręcz sporo większy), zastosowano w nim gniazdo na malutką kartę Micro SD. To naszym zdaniem duża wada – po pierwsze karty te sprawiają wrażenie bardziej podatnych na uszkodzenia niż ich „dorosłe” wersje. Po drugie niezwykle łatwo takie karty zgubić. Po trzecie zaś slot umieszczono w takim miejscu, że nie mając długich paznokci lub pensety trudno ją wyjąć z aparatu. To samo tyczy się karty SIM, której gniazdo zostało umieszczone obok. Karta SIM ma zapewniać możliwość łączenia się aparatu z Internetem. Oczywiście, jak przystało na urządzenie mobilne Galaxy NX łączy się ze światem także za pomocą WiFi.
Podsumowując można powiedzieć, że aparat rozpoczyna nową erę produktów foto. To pierwszy poważny aparat, który daje właściwie nieograniczone możliwości rozbudowy funkcjonalności. Zależy ona już nie tylko od łaski producenta, a wyobraźni i kreatywności rzesz programistów piszących aplikację na smartfony.
Wadą zarówno tego modelu, jak i innych sterowanych systemem Android jest długi czas uruchomienia po wyłączeniu systemu – „normalne” cyfrówki są pod tym względem nieporównywalnie szybsze. Włączają się po około sekundzie – system Galaxy NX jest gotowy po upływie aż 26 sekund. Oczywiście „wybudzenie” ze stanu uśpienia nie trwa tyle. Niemniej w trybie standby aparat zużywa energię.

Sony NEX-5R ma otwarty system, ale tylko "do połowy". Można bowiem zainstalować dodatkowe aplikacje...
System otwarty do połowy
Możliwość rozbudowy możliwości fotograficznych aparatów jest możliwy nie tylko w cyfrówkach opartych na Androidzie. Już mniej więcej od dwóch lat Sony oferuje rozwiązanie, które umożliwia instalowanie aplikacji poszerzających funkcje kilku swoich aparatów (NEX-ów 5R, 5T i 6 oraz najnowszych modeli pełnoklatkowych A7 i A7R). Ale tu nie ma „wolnej amerykanki”. Po pierwsze aplikacje dystrybuowane są przez oficjalny serwis Sony (Play Memories Camera Apps), po drugie na razie nie każdy mieszkaniec globu może skorzystać z tych najciekawszych. Początkowo dobrodziejstwo ściągania jakichkolwiek aplikacji do nowych NEX-ów było zarezerwowane dla mieszkańców wybranych krajów (Polska się do nich nie zaliczała, ale system można było oszukać). Obecnie można oficjalnie już ściągać aplikacje darmowe. Płatne dostępne były początkowo na razie tylko w niektórych krajach (od początku 2014 roku są dostępne także nad Wisłą). Cała oferta dodatkowych aplikacji znajduje się w serwisie www.playmemoriescameraapps.com/portal. Mamy tam do wyboru programy stylizujące zdjęcia (pozwalające na uzyskiwanie efektów w stylu Instagrama i wielu innych aplikacji jakich nie brakuje na Androida czy iPhone’a ). Są także programy, które pozwalają wysłać zdjęcia bezpośrednio na portale społecznościowe. Gdy zmienimy lokalizację na przykład na Wielką Brytanię (w prawym górnym rogu serwisu mamy menu zmiany regionu), pojawią nam się także aplikacje płatne. Te już wydają się być zdecydowanie bardziej przydatne. Za około 8 funtów można nabyć program Lens Compensation, który koryguje typowe wady optyczne obiektywu. Za około 4 funty mamy programy do korekcji naświetlenia dla potrzeb portretu (Portrait Lighting) czy tworzenia efektownych obrazów prezentujących na jednym zdjęciu zwielokrotnione sylwetki poruszających się w kadrze osób czy przedmiotów (Motion Shot). Do najciekawszych aplikacji oferowanych przez Sony zaliczamy także programy do zaawansowwanego braketingu (Bracket Pro) czy redukcji szumów (Multi Frame NR) – oba za niespełna 4 funty.
W aparacie NEX-5R zainstalowaliśmy darmową aplikację Picture Effect+. Program jest rozszerzeniem palety efektów specjalnych („Efekty wizualne”), jakie są dostępne w aparatach NEX. Można skorzystać na przykład z trybu „Kolor częściowy” z wyborem nie jednego a dwóch kolorów. Niektóre efekty mogą być także łączone z innymi – na przykład „Miniatura” z trybem „Retro” i „Aparat zabawka”. Bracket Pro pozwala na bracketing ostrości, ekspozycji czy flesza. Ten ostatni będzie przydatny tym, którzy nie bardzo wiedzą kiedy warto zastosować lampę błyskową (w przypadku 5R dokręcaną do korpusu, ale dostarczaną w zestawie). Aparat wykonuje zdjęcie z fleszem i bez, by później użytkownik sam zdecydował które jest lepsze.
Wymienione wyżej aparaty Sony pozwalają także na zdalne sterowanie ze smartfonu lub tabletu. Ale to już coraz powszechniejsza cecha – występuje także w aparatach Panasonica, Samsunga, Canona czy Olympusa.

"bezkorpusowce" Sony z serii QX (po lewej QX-10, po prawej QX-100). W tubusie obiektywu znajduje się nie tylko optyka, ale także matryca, bateria i cała niezbędna elektronika łącznie z modułem WiFi służącym do komunikacji ze smartfonem.
Bezkorpusowce
O ile można było przewidzieć użycie systemu Android w aparatach fotograficznych, tego typu konstrukcje, jakie przedstawiło Sony były totalnym zaskoczeniem. Z pewnością duże brawa należą się firmie za innowacyjność i nie ustawanie w próbach poszukiwania nowych rozwiązań. Mianem „bezkorpusowców” nazywamy dwa pierwsze modele aparatów fotograficznych, które różnią się od innych tym, że zostały pozbawione korpusów. To takie fotografujące obiektywy. Okazuje się, że Sony dość słabo komunikuje swoją nową ideę. Zauważyliśmy, że wiele osób po obejrzeniu telewizyjnych spotów reklamowych jest przekonanych, że QX10 oraz QX100 to takie specjalne adaptery optyczne, które można podpiąć do najnowszego smartfonu Sony – Xperii Z1. Otóż nie. „Kuiksy” są niezeleżnymi, autonomicznymi jednostkami fotografującymi współpracującymi z dowolnymi smartfonami. Mają optykę (co dość wyraźnie rzuca się w oczy), ale także swoją matrycę, zasilanie, gniazdo karty pamięci i całą elektronikę która tym wszystkim zawiaduje. Mało tego – dysponują nawet łącznością Wifi. To jest niezbędne, by osoba fotografująca za pomocą „bezkorpusowca” mogła widzieć co robi – jedyne czego tym aparatom brakuje to ekranów. Wykorzystują zatem wyświetlacze powszechnych już smartfonów czy tabletów pracujących pod systemami Android bądź Mac OS.
Model tańszy – QX10 – dysponuje 10-krotnym zoomem, ale jest dość ciemny (f/3,3-5,9). Ma także mniejszą matrycę – typ 1/ 2,3 cala. Aparat droższy dysponuje sporą matrycą, bo 1-calową i znacznie jaśniejszą optyką – f/1,8-4,9. Ma za to znacznie mniejszą rozpiętość ogniskowej, bo tylko 3,6x.
"Bezkorpusowców" można używać trzymając w ręce, osadzając na statywie (dysponują standardowym gwintem) lub zaczepiając na smartfonie czy tablecie. W komplecie z QX10 oraz QX100 producent dostarcza specjalny uchwyt, którym można łatwo połączyć "kuiksa" z telefonem. Niestety jak na razie wadą zarówno jednego, jak i drugiego QX-a jest bardzo ograniczona funkcjonalność fotograficzna. To, co najbardziej boli, to brak możliwości ręcznego ustawienia czułości.

Sposób montażu obiektywu "bezkorpusowca" na smartfonie. Aparaty QX działają nie tylko z telefonami Sony - można je podłączyć także do smartfonów innych producentów.
Podsumowanie
Aparaty pozwalające na rozbudowę funkcjonalności mogą nieźle namieszać na rynku. Z punktu widzenia użytkowników kuszą potencjałem coraz to nowych możliwości, jakie umożliwią setki aplikacji z Google Marketu czy iPhone’owego odpowiednika. Ciekawe czy producenci podejmą ryzyko i zdecydują się na ten kierunek rozwoju sprzętu foto. Duże wyzwanie stawia Samsung, który odważnie wprowadził zaawansowaną hybrydę na Androidzie. Może Canon, Panasonic i Olympus pójdą drogą Sony – będą oferować rozszerzenie funkcjanolaności, ale wyłącznie pod swoją kontrolą.