Donosić czy nie donosić - oto jest pytanie
-
- 26.10.2006, godz. 10:49
Jak pan oceni tę inicjatywę z moralnego punktu widzenia (czy nie należałoby rozróżnić jej od złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa)?
Co do oceny moralnej, to sam pan widzi, że co kraj, to obyczaj. W Australii czy Wielkiej Brytanii nie jest to postrzegane negatywnie. W Polsce i innych krajach postkomunistycznych - tak. Z prawnego punktu widzenia, jednak jest to powiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Przypomnę, że zgodnie z obowiązującym w Polsce Kodeksem karnym posiadanie (uzyskanie) nielegalnego programu komputerowego jest traktowane jak kradzież. Osoby zgłaszające nam przypadki piractwa - de facto - zawiadamiają o popełnieniu przestępstwa, tylko że za naszym pośrednictwem, a nie bezpośrednio organy ścigania. Najczęściej dlatego, żeby pozostać anonimowym. Inna sprawa, że nierzadko takie zawiadomienia nie są prawdziwe, a są jedynie np. próbą narobienia kłopotów konkurencyjnej firmie.
Wracając do aspektu moralnego, to ciekawa wydaje się dwuznaczność takiej postawy społecznej: że z jednej strony niemoralne jest zawiadamianie o naruszeniu praw autorskich - bez względu na to czy za pieniężną gratyfikacją czy bez niej, z drugiej strony panuje w Polsce przyzwolenie na kradzież własności intelektualnej. I nie chodzi tu tylko o oprogramowanie, ale także o muzykę, filmy czy podróbki towarów typu perfumy, odzież, buty czy np. słynne torby Luis Vuitton. Można się zastanawiać, czy to przyzwolenie społeczne nie jest w pewnym sensie dziedzictwem komunizmu, który z samego założenia gardził prywatną własnością. A kradzież to kradzież - nie ma kradzieży lżejszego kalibru.

Z ostatnich badań przeprowadzonych na zlecenie BSA przez IDC szacujących stopę piractwa w 2005 roku w blisko 100 krajach świata, wynika że w Polsce współczynnik ten wynosi 58%. To dużo biorąc pod uwagę średnią światową i średnią w Unii Europejskiej (35%). Stawia to Polskę w niechlubnej klasyfikacji najbardziej pirackich krajów Unii na drugim miejscu, tuż za Grecją, gdzie piractwo jest szacowane na poziomie 64%. Badanie nie przewiduje podziału na użytkowników indywidualnych i korporacyjnych - jest to współczynnik łączny. Warto zauważyć, że najniższy poziom piractwa odnotowywany jest w krajach o długoletniej tradycji poszanowania własności i znanych z solidności i uczciwości, takich jak kraje skandynawskie, anglojęzyczne, niemieckojęzyczne, Beneluksu czy Japonia.

"Legitymizują" to nie jest dobre słowo, ale rzeczywiście wiele osób tak usprawiedliwia przed samym sobą fakt używania przez siebie nielegalnego oprogramowania. Ale to tak, jakby powiedzieć: jestem przyzwoitym człowiekiem, bo nigdy nie okradam biedniejszego do siebie. Pachnie to moralnością Kalego.
Wspomniał Pan o kosztownym specjalistycznym oprogramowaniu. Podam bardzo wymowny przykład: pewien znany architekt realizujący lukratywne zlecenia na całym świecie, zbierający prestiżowe nagrody, miał w swojej pracowni pięć komputerów. Na wszystkich był zainstalowany AUTOCAD, i żaden nie miał licencji. Stać go było na luksusowy samochód, ale na narzędzia, dzięki którym dobrze zarabia, szkoda mu było wydać pieniędzy. Takich przypadków jest niestety bardzo wiele. Bardzo często też ci, którzy mówią, że programy Microsoftu są bardzo drogie, zapytani o cenę systemu operacyjnego, nie potrafią jej podać. To świadczy o tym, że wiele osób powtarza jedynie pewne slogany, nie mając pojęcia o czym mówią.
"Przerażająco wysokie ceny" to ewidentne nieporozumienie. System operacyjny, czy pakiet biurowy to oprogramowanie, które służyć będzie przez długi czas. Wydatek kilkuset złotych raz na 3-5 lat to chyba nie jest aż tak dużą inwestycją? Dlaczego tankowanie samochodu za 150-200 zł tygodniowo nie wywołuje takich emocji?