Mindjack - wielkie nadzieje i wielka klapa?
-
- Maciej Merkułowski,
- 25.02.2011, godz. 18:00
Obiecujące idee zderzyły się z kiepskim wykonaniem - tak najkrócej można opisać tę produkcję. Da nam ona czasem niezłą frajdę, jednak ilość wad jest przytłaczająca. Przeczytajcie, czemu nie polecamy gry Mindjack.


Polecamy:
- Chmielarz nie całuje tyłka Epicowi - wywiad z twórcą Bulletstorm
- 10 najciekawszych utworów muzycznych zainspirowanych grami
Zobacz też:
Już na początku gracze zostają rzuceni w wir konspiracji. Jako obdarzeni kiepskimi dialogami tajni agenci, musimy borykać się z hordami przeciwników zlokalizowanych w mało oryginalnych sceneriach. Podczas wymiany ognia, można co prawda wykonywać różne ekwilibrystyczne akcje (wskoczyć w ciemny zaułek, przeturlać się jednocześnie strzelając czy też czasem zaatakować kogoś wręcz). Przez większość czasu wszystko działa jak należy, jednak niekiedy coś się psuje i wychodzą na jaw liczne wady. W tych problematycznych momentach znajdujesz się często w deszczu ołowiu posyłanym przez przeciwnika. Równie ryzykowne może okazać się strzelanie z ukrycia. Często okazuje się bowiem, że opróżniasz cały magazynek w niewidzialną przeszkodę.
No ale porzucając już to, co znane nam jest z wielu shooterów, wspomnijmy o czymś pozytywnym czyli zdolnościach specjalnych. Część z nich jest podobna do tych, które spotykamy w Gears of War czyli na przykład: zasłonięcie się przed ogniem nieprzyjaciół za pomocą ciała jednego z martwych przeciwników. Warto jednak wspomnieć o tytułowym hakowaniu umysłów. Kiedy "szperamy w mózgu" przeciwnika, możemy przejąć kontrolę nad jego ciałem i odsesłać swoje własne, prywatne zombie do walki. Dodatkowo, istnieje także opcja przejęcia umysłu sojusznika, cywila czy dron bojowych. Podczas, gdy naprawdę przyjemnie patrzy się jak nadzorca ruchu lotniczego staje się naszym prywatnym Terminatorem, to wykonanie całego procesu 'hakowania umysłów' pozostawia wiele do życzenia.