Piksele, nutki i strumienie


Bezinteresowna pomoc

Piksele, nutki i strumienie

Konstrukcja małej litery b czcionek Sylfaen typu OpenType. W zapisie wektorowym czcionkę buduje się z odcinków prostych i krzywych Beziera (w tym wypadku drugiego stopnia).

Zamiast tego w 1989 roku Apple i Microsoft, toczące w tym czasie zawziętą wojnę o prawo do okienkowego graficznego interfejsu użytkownika, spotkały się, żeby opracować następny etap urzeczywistniania idei WYSIWYG (What You See Is What You Get). Obie firmy postanowiły pozbyć się Adobe i oprzeć na własnych rozwiązaniach. Microsoft wszedł do spółki ze świeżo ukończonym systemem PDL, który miał zastąpić PostScript w nowych drukarkach Apple'a, a ten zrewanżował się nowym skalowalnym formatem fontów z myślą o wyeliminowaniu Type 1. Wkłady obu wspólników okazały się nieporównywalne. O TrueImage PDL Microsoftu niewielu pamięta, system nigdy nie został wykorzystany, nawet nazwę przejęła inna firma. Za to znaczenie czcionek TrueType w dzisiejszej informatyce trudno przecenić. Problemy z wyświetlaniem w niskiej rozdzielczości udało się załagodzić najpierw dzięki wprowadzeniu antyaliasingu, a następnie jeszcze poprawiono jakość renderowaniem - nie tyle do wielkości pojedynczego piksela, ale jeszcze drobniej, do poziomu jego kolorowych luminoforów (implementacja Microsoftu nosi nazwę ClearType). Dzięki wykorzystywaniu tej samej wektorowej bazy do wyświetlania i drukowania graficzny interfejs użytkownika jest bliższy swoim założeniom niż był dotąd. Czcionki TrueType wprowadzono do systemu operacyjnego Windows 3.1 w 1991 roku i pozostały w jego kolejnych wersjach do dziś, dlatego pecety mogą korzystać z identycznego zestawu fontów od wielu lat. Oceniając efekty tamtej spółki, trzeba przyznać, że Apple praktycznie podarowało Microsoftowi technologię, która umożliwiła systemowi Windows 3.1 odniesienie przełomowego sukcesu i utrwalenie pozycji lidera jego następcom do dzisiaj.

TrueType lepiej obsługuje wyświetlanie na ekranie niż Type 1, mimo to Microsoft i Apple wybrały strategię, która obecnie jest krokiem wstecz w stosunku do Display PostScriptu. Zamiast programowo przetwarzać wektory na bitmapy z dokładnością stosowną do aktualnej gęstości pikseli na ekranie, wzorce TrueType zostały wykorzystane do wytworzenia fontów rastrowych według z góry założonej nominalnej rozdzielczości (72 dpi do Mac OS, oraz 96 dpi do rozmiaru "normalnego" i 120 dpi do "dużego" w PC), które następnie służą do pisania na ekranie. To rozwiązanie przyśpiesza pracę, ale zwiększa zapotrzebowanie na pamięć i co najważniejsze, oddala się od ideału przyświecającego twórcom GUI. Graficzny interfejs użytkownika przestaje być w pełni wektorowy, skalowalny i niezależny od platformy.

Co prawda, te odchylenia nie rzucają się oczy. Być może, tekst nominalnie dwunastopunktowy nie ma fizycznie tej wielkości na ekranie monitora, ale w druku jest inaczej. Dziwne rzeczy towarzyszą zwiększeniu rozdzielczości ekranu. Wyświetlany tekst nie staje się wyraźniejszy i bogatszy w detale, jak powinno być, gdyby rzeczywiście obowiązywała wybrana we właściwościach ekranu nominalna rozdzielczość, o której pisaliśmy w poprzednim akapicie. Raczej napisy stają się mniejsze i gorzej rozpoznawalne. Można powiększyć czcionkę, ale wtedy często przyciski i okna przeznaczone np. do wyświetlania komunikatów stają się za małe i fragment tekstu przestaje być widoczny. A bez poznania istotnej części wiadomości trudno dokonać prawidłowego wyboru, system operacyjny praktycznie przestaje być sterowalny.

Fakt, że zarys czcionek wektorowych, którymi napisano dokument, jest wobec niego kompletnie zewnętrzny i nie zapisuje się razem z nim, będzie niedostrzegalny dopóty, dopóki sam tekst nie opuści systemu. To przykład, że przeciwieństwo idealnego GUI, system zależny od platformy, urządzenia i rozdzielczości, nie będzie przeszkadzał dopóty, dopóki pozostanie tylko samodzielnym narzędziem do przygotowywania wydruków.

Piksele, nutki i strumienie

Czcionka się powiększa, ale miejsce na komunikaty zostaje po staremu. Używanie komputera staje się coraz trudniejsze.

Jednak wobec wzrostu znaczenia sieci komputerowych, szczególnie Internetu, coraz trudniej izolować pecet od świata i maskować w ten sposób niedoskonałości systemu. Komputery służą do wyświetlania przychodzących treści równie często, jak do produkcji wydruków, wobec tego ekran staje się nowym, ważnym środkiem przekazu, z własnymi prawami i charakterystycznymi cechami. Transmisja danych przez Internet jest coraz łatwiejsza, ale kto zagwarantuje wyświetlanie ich na różnych platformach w sposób zgodnie z intencją autora? Gdyby dzisiaj dominującą pozycję na rynku zdobyły zamiast pecetów na przykład komputery NeXT z systemem wyświetlania opartym na ekranowym PostScripcie, wygląd byłby jednoznaczny. Ale w Macach i pecetach, z ich autonomicznym, opartym na bitmapach graficznym interfejsem użytkownika praktycznie nie ma żadnej gwarancji, że wielkość tekstu, jego pozycja na stronie, krój i rozmiary czcionek będą odpowiadały zamiarom autora. Zniekształcenia mogą nastąpić nie tylko po transferze treści między pecetami a makówkami, ale nawet między jednym pecetem a drugim.

Bez formatu

Kiedy Tim Berners-Lee pracował nad pomysłem World Wide Web w 1989 roku, całkiem rozsądnie pozostawił bez odpowiedzi pytanie o szczegóły wyglądu. Język HyperText Markup Language (HTML), który wymyślił, milczy na temat typografii czy układu graficznego. Zamiast tego pozwolił na zamarkowanie części treści jako nagłówka, cytatu czy adresu pozostawiając do uznania przeglądarki sposób, w jaki te części będą wyświetlane. Cały tekst jest wizualizowany za pomocą domyślnego kroju pisma przeglądarki i do użytkownika należało wybranie najlepszej wielkości liter. W tak skonstruowane ramki tekst był wlewany do wypełnienia całej szerokości okna, następnego wiersza itd. Inaczej mówiąc, HTML działał tak, jakby graficzny interfejs nie istniał. Dzięki temu równie dobrze posługiwał się staromodnymi czcionkami o stałej szerokości.

Ogromne zalety HTML - globalny dostęp, łatwe zarządzanie treścią, hiperodnośniki i ta cała reszta - czyniły z niego dobrego kandydata na medium do publikowania, ale kompletny brak w standardzie możliwości projektowania wyglądu pozostawił dużo miejsca na pozastandardową inwencję programistów. W szczególności, w objęciach światowej pajęczyny stawało się coraz bardziej nienaturalne, że praca tworzona na komputerze z myślą o jej wydrukowaniu w postaci kopii ekranów przeglądarki nie mogła być solidnie sformatowana.

Adobe, liżąc rany po wpadce z ekranową wersją PostScriptu i spadku licencyjnych dochodów spowodowanych wprowadzeniem konkurencyjnego TrueType wiedziała, że ma jeszcze jednego asa w rękawie, pozwalającego utrzymać się w grze. W 1991 roku firma rozpoczęła prace nad Interchange Post-Scriptem (IPS), który po dwóch latach został wprowadzony na rynek jako PDF (Portable Document Format). Naturalnie elementem, który zgodnie z nazwą czynił z PDF-u format "przenośny" między różnymi platfor-mami i różnymi systemami była możliwość wykorzystania skalowalnych wektorowych czcionek osadzonych w dokumencie. Dzięki tym założeniom możliwe stało się utworzenie pliku PDF z dowolnej aplikacji, która jest w stanie drukować. Ponadto, dzięki wieloplatformowemu czytnikowi Acrobat Reader, można było kierować pliki bezpośrednio do wyświetlania na ekranie i drukowania na urządzeniach niepostscriptowych.


Nie przegap

Zapisz się na newsletter i nie przegap najnowszych artykułów, testów, porad i rankingów: