Potok krwi i dolarów, czyli Ród Smoka od HBO. Co za otwarcie! [RECENZJA]

Po 3 latach od finału „Gry o Tron” , na niebie nad Westeros znowu zaryczały smoki. Pierwszy odcinek „Rodu Smoka” ma wszystko, za co widzowie pokochali poprzedni serial HBO. Przygotujcie się na rzeź, seks, intrygi i nieprzeciętnych bohaterów.

fot. HBO Max

Przed twórcami Rodu Smoka stało podwójne wyzwanie. Z jednej strony widzowie oczekiwali, że nowy serial pokaże klasę początkowych sezonów Gry o Tron – skrzących się od finezyjnych dialogów, plot twistów i skomplikowanych postaci. Jakby tego było mało, wszyscy po cichu liczyli, że Ród zatrze niesmak po finale Gry i pozwoli puścić w zapomnienie to, jak scenarzyści zarżnęli poprzedni serial. Czy udało się spełnić te wygórowane oczekiwania?

Z lotu smoka

Jak doskonale wiedzą widzowie Gry o Tron (i seriali w ogóle) dobry początek o niczym jeszcze nie świadczy. A jednak obejrzawszy pierwszy odcinek Rodu Smoka trudno nie poczuć euforii – HBO dołożyło bowiem wszelkich starań, by w ciągu kilkudziesięciu minut widza oszołomić, zachwycić, przerazić i wprawić w nostalgię.

Zobacz również:

  • Nie tylko Ród Smoka. Wszystkie spin-offy Gry o Tron – ile razy powrócimy do Westeros?

Od pierwszych minut odcinka rzuca się w oczy gigantyczny budżet, który wyłożono na stworzenie serialowego świata. Początki Gry o Tron były dość kameralne – zaczęło się od zaśnieżonego lasu, peryferyjnego zamku i grupki lekko zapuszczonych bohaterów. W Rodzie Smoka twórcy obrali inną strategię – serial od razu przenosi widza do rozległych sal i bogatych komnat, z grzbietu smoka każe podziwiać stolicę królestwa i nurkować w gore. Wszystko jest tu królewskie, imponujące, wspaniałe. Praca scenografów, kostiumografów i speców od efektów specjalnych jest najwyższych, nomen omen, lotów i udowadnia, jak wspaniałym polem do artystycznego popisu może być produkcja fantasy.

Potok krwi i dolarów, czyli Ród Smoka od HBO. Co za otwarcie! [RECENZJA]

Turniej rycerski, fot. HBO Max

Szczególnie spektakularne wrażenie robią oczywiście gigantyczne smoki, groźne i fascynujące. Wspaniale jest też zobaczyć w całej okazałości Czerwoną Twierdzę, zwłaszcza pamiętając jej los z zakończenia Gry o Tron.

Portret rodzinny

Pierwszy odcinek Rodu Smoka to również popis scenariuszowej zręczności. Przede wszystkim twórcy obronną ręką wychodzą z genealogicznych zawiłości, będących zarzewiem całego konfliktu. W treściwym prologu narratorka przeprowadza widza przez meandry dojścia Viserysa do władzy, a kolejne minuty gładko wprowadzają następnych członków rodu Targaryenów.

Na korzyść klarownej fabuły przemawia fakt, że w Rodzie Smoka jest mniej bohaterów, niż w Grze o Tron – tutaj spór toczy się głównie w obrębie jednej rodziny. Targaryenowie są ze sobą silnie zżyci, co może trochę dziwić, gdy przypomnimy sobie ostatnich przedstawicieli upadłego rodu. W pierwszym odcinku scenarzyści mistrzowsko rozrysowują plątaninę łączących ich uczuć – od miłości i fascynacji, poprzez erotyczne napięcie, aż do zazdrości i żalu. W rodzinne zawirowania zręcznie wplatają też wątki "osób postronnych" – ambitnego lorda Corlysa Velaryona (Steve Toussaint), przebiegłego namiestnika, ser Hightowera (Rhys Ifans) czy jego niewinnej córki, Alicent (Olivia Cooke).

Potok krwi i dolarów, czyli Ród Smoka od HBO. Co za otwarcie! [RECENZJA]

Alicent i Rhaenyra, fot. HBO Max

Szczególnie jasno błyszczy Viserys, grany przez znakomitego Paddy'ego Considine. Wszyscy, którzy mieli wątpliwości co do tego castingu, mogą odetchnąć z ulgą. Aktor doskonale wydobywa niuanse postaci króla, wiarygodne tworząc postać dobrego człowieka starającego się postępować słusznie w trudnych okolicznościach. W niczym nie ustępuje mu Emma D’Arcy jako Rhaenyra, kreująca postać ambitnej dziewczyny, szukającej innej drogi niż ta, przewidziana przez społeczne konwenanse.

Seks, rzeź i (nie)święta rodzina

W Rodzie Smoka nie brakuje oczywiście tego, co HBO i widzowie lubią najbardziej – rzezi i seksu. Jak na jeden odcinek sporo tu odciętych kończyn, kałuż krwi i rozprutych zwłok. Orgię śmierci równoważy ta erotyczna – możemy być już pewni, że Daemon Targaryen (Matt Smith) będzie dla twórców głównym pretekstem do wprowadzania scen malowniczej kopulacji.

Cielesne ekscesy w pierwszym odcinku Rodu Smoka to jednak coś więcej niż pornografia. Najlepszym tego dowodem jest świetna sekwencja, w której krwawy turniej rycerski zestawiono z porodem. W obu scenach mamy krew, ból i krzyk, narodziny splatają się z zabijaniem, życie walczy ze śmiercią, a pierwiastek żeński z męskim. Widz zostaje zanurzony w niesamowitą mieszankę fizycznych i psychologicznych ekstremów, wizualnego i emocjonalnego szaleństwa. Antycypuje to charakter serialu, ale też ukazuje nastawienie scenarzystów, zainteresowanych stworzeniem wielowymiarowej opowieści o egzystencjalnym wymiarze.

Potok krwi i dolarów, czyli Ród Smoka od HBO. Co za otwarcie! [RECENZJA]

Daemon Targaryen, fot. HBO Max

Opowieść większa niż życie?

Mimo znakomitego otwarcia serialu, trudno oprzeć się pytaniu, czy Ród Smoka ma szansę stać się popkulturowym fenomenem na miarę Gry o Tron. Czy aby na pewno nowi bohaterowie są w stanie wpłynąć na wyobraźnię równie silnie, co Starkowie i Lannisterowie? Czy zamknięta historia jednej rodziny ma szansę w starciu z wielowątkową sagą o aspektach nie tylko politycznych, ale i apokaliptycznych? Te pytania musieli sobie zadawać również twórcy Rodu Smoka, bo w opowieść wpletli nić łączącą nową historię z Grą o Tron.

Potrzeba opowieści większej niż życie jest w pełni zrozumiała, podobnie jak nawiązanie do poprzedniej ekranizacji prozy George'a Martina. Mam tylko nadzieję, że ta niewielka przystawka z czasem nie przerodzi się w danie główne, a to z kolei w odgrzewany kotlet – Ród Smoka ma bowiem potencjał na o wiele więcej.

Zobacz także: Pierścienie Władzy czy Ród Smoka? Pojedynek seriali – zwycięzca jest oczywisty


Nie przegap

Zapisz się na newsletter i nie przegap najnowszych artykułów, testów, porad i rankingów: