Quo vadis Opero?
-
- Krzysztof Pietrzak,
-
- Tomasz Cichocki,
- 25.11.2005, godz. 15:42
Nie uważasz, że to dziwne? Przecież Microsoft jest jednym z głównych członków W3C.
Tak samo jak my (śmiech). Jeżeli przyjrzycie się problemom w W3C zobaczycie, ze są one powodowane między innymi przez postawę Microsoftu, która powoduje, iż szybkość wprowadzania nowych standardów jest bardzo niska. Mamy nadzieję, że to się zmieni. Stworzyliśmy grupę roboczą, w skład której wchodzą przedstawiciele Apple oraz Mozilli, więc jeżeli ktoś z Microsoftu chciałby do niej dołączyć, przyjmiemy go z otwartymi ramionami. To jest naprawdę kwestia tego, czy uda nam się posunąć sprawę do przodu. Właściwie zgłosiliśmy już parę nowości do W3C, co dowodzi, że chcemy się nimi dzielić ideami: mógłbym tu wymienić na przykład WebForms 2. Uważamy, że mogłyby one bardzo pozytywnie wpłynąć na Sieć, np. umożliwić wygodną pracę w Internecie na niewielkich urządzeniach przenośnych.
Jesteście dumni z faktu, iż Opera jest jedną z najbezpieczniejszych przeglądarek. Jak bronicie się przed licznymi błędami, występującymi na przykład w Javie?
Zobacz również:
Wydaje mi się, że udaje nam się bardzo skutecznie chronić naszych użytkowników przed zagrożeniami. Typowym przykładem jest to, jak Opera radzi sobie z phishingiem. Zwróćcie uwagę, cyberprzestępcy wykorzystują często pop-upy, które sprawiają wrażenie, iż uruchamiane są przez witrynę banku czy instytucji. W Operze od razu widać, skąd pochodzi wyskakujące okienko. Łatwo również sprawdzić certyfikat oglądanej strony.
Oczywiście możliwe jest obejście tych zabezpieczeń, wystawienie fałszywego certyfikatu, ale dzięki Operze przestępcy mają dużo bardziej skomplikowane życie. I to jest sedno sprawy. Nie da się całkowicie wyeliminować oszustów z Internetu, ale trzeba zrobić wszystko, żeby utrudnić im życie. Dlatego też staramy się współpracować ze wszystkimi producentami przeglądarek, również Microsoftem, oraz instytucjami i firmami wystawiającymi certyfikaty. Naprawdę, chodzi przede wszystkim o to, aby maksymalnie utrudnić cyberprzestępcom prowadzenie szkodliwej działalności.
Kolejną sprawą, do której przykładamy niezwykła wagę, jest zróżnicowanie poziomu bezpieczeństwa różnych witryn. Chcemy, by użytkownik otrzymał informację nie tylko mówiącą "To jest-" albo "To nie jest bezpieczna strona". Pragniemy, aby miał świadomość poziomu bezpieczeństwa oglądanej witryny i używanej przeglądarki. Niektóre banki wciąż używają 128-bitowego szyfrowania, ale z drugiej strony wymagają znacznie bardziej skomplikowanych kluczy. W najnowszej wersji Opery wyczytasz, że takie rozwiązanie nie jest zbyt bezpieczne, tzn. może było takie pięć lat temu - teraz to za mało. Wciąż jednak otrzymasz informacje, że witryna jest zabezpieczona, choć nie są to najlepsze zabezpieczenia.
Po prostu moc obliczeniowa komputerów wzrosła i trzeba cały czas aktualizować rozwiązania dotyczące bezpieczeństwa.
Rozdawaliście płatną wersję Opery za darmo, zlikwidowaliście banery reklamowe. Co dalej? Może planujecie udostępnienie kodu źródłowego?
Nie, nie. To niekorzystnie wpłynęłoby na naszą konkurencyjność. Poza tym - abstrahując od zróżnicowania licencji open source - współpraca z tym środowiskiem ma jednak z naszego punktu widzenia pewne wady. Problem jest taki, że w przypadku pełnej licencji tego typu, każdy może wziąć kod i sprzedać go. Można oczywiście zachować na przykład prawa do nazwy, ale naszym celem jest dostarczenie jak najlepszego produktu, a nie umożliwienie innym korzystanie z naszego, czasami nie skończonego kodu. Trzeba zauważyć, że na przykład Mozilla Foundation także kontroluje to, co dzieje się z jej kodem. Wiele osób pomaga tworzyć nasze oprogramowanie, niektórzy robią to nawet za darmo, ale przecież jeżeli nie sprawdzę kodu, który nam dostarczają, nie będę wiedział czy finalny produkt jest dobry.
Bez odpowiedniej kontroli, nie jesteśmy w stanie wykluczyć pomyłek i błędów. W efekcie musielibyśmy przeznaczyć bardzo dużą część naszych zasobów na samą kontrolę napływających fragmentów kodu. Dochodziłoby więc do sytuacji, w której wciąż istnieje pewna grupa ludzi mających nieograniczony dostęp do źródeł. Hm, obserwowałem nawet dyskusję na ten temat na slashdot.com - podkreślam, nie wiem tego na pewno, czytałem tylko zapis dyskusji o tym, że tak właśnie działa to w Mozilla Foundation. W każdym razie w porównaniu z ubiegłymi latami znacznie usztywnili oni procedury, szczególnie właśnie te dotyczące programistów.
W tej chwili mamy ponad 170 ludzi pracujących nad kodem, czy to po stronie tworzenia czy testowania go. Naprawdę nie potrzebujemy więcej.