Soldier of Fortune
-
- Ell,
- 30.08.2000
Soldier of Fortune, według założeń miała być grą trudną, realistyczną i brutalną, konkurującą z Half-Life. O ile nie można z czystym sumieniem powiedzieć, by wszystkie te założenia zostały spełnione w 100 procentach, bez wątpienia SoF jest grą FPP wartą szczególnej uwagi.
Soldier of Fortune, według założeń miała być grą trudną, realistyczną i brutalną, konkurującą z Half-Life. O ile nie można z czystym sumieniem powiedzieć, by wszystkie te założenia zostały spełnione w 100 procentach, bez wątpienia SoF jest grą FPP wartą szczególnej uwagi.
Jeżeli chodzi o realizm, który miał być głównym atutem, muszę powiedzieć, że momentami jest bardzo dobrze, momentami - niestety - nienajlepiej. Zachwyca uzbrojenie, odwzorowanie walki (także obrażeń - co powoduje, że gra jest bardzo brutalna) oraz fakt, że umożliwiono stosowanie taktyk mających odzwierciedlenie w realnym świecie. SOF nie jest grą, w której wbiega się do pomieszczenia z karabinem i rozrywa dziesiątki przeciwników na drobne kawałeczki. Tutaj dwóch ludzi uzbrojonych w karabiny maszynowe stanowić może poważny problem. Bez umiejętnego wykorzystywania sprzętu, który otrzymujemy, można zapomnieć o ukończeniu gry. Dobrym przykładem są „flashbangi”, czyli granaty ogłuszające. Bez nich przejście niektórych poziomów jest praktycznie niemożliwe. Ciekawym chwytem, który zastosowano w grze jest, znana chociażby z HL czy Outlaws, konieczność samodzielnego zmieniania magazynków (niby drobna rzecz, a cieszy)
Pod względem realizmu bardzo dobrze wypada pierwsza misja. W dalszych etapach gry trochę zbyt często mamy do czynienia z bezmyślną strzelaniną, przeciwnikami, którzy prawie zawsze wiedzą gdzie akurat się znajdujesz, i sytuacjami w których zmuszeni jesteśmy walczyć z czołgami lub śmigłowcami bojowymi (to znamy także z Half-Life). Nie jest to jakaś olbrzymia wada, lecz usterka pozostawiająca pewien niedosyt.
To samo można powiedzieć o Hawku - osobie która teoretycznie przez wiele misji nam towarzyszy. Otóż nie robi on absolutnie nic, poza popychaniem fabuły do przodu poprzez wysadzanie różnych rzeczy w... cut-scenkach między misjami.
Jedną z większych zalet gry jest różnorodność misji. Będziemy walczyć w nowojorskim metrze, budynku japońskiej korporacji, przedmieściach Iraku oraz tajnej bazie ukrytej gdzieś na terenie państw byłego ZSRR. Każde z tych lokacji wygląda, i „brzmi”, inaczej. Jeśli już mowa o oprawie, to należy powiedzieć, że prezentuje się ona bardzo dobrze. Grafika, oparta na mocno podrasowanym engine z Quake 2, nie dorównuje może Quake 3 czy też Unreal: Tournament, lecz prezentuje się ciekawie. Świetne modele, animacja czy choćby spora ilość
zastosowanych tekstur powodują, że SoF nie odbiega od konkurencji.
Dźwięk, stoi on na rzekłbym „standardowym” (ostatnio bardzo wysokim) poziomie. Gdy jesteśmy w kraju kwitnącej wiśni - przeciwnicy mówią po Japońsku, w Iraku usłyszymy Arabów. Wszystko to nadaje grze odpowiedniego klimatu. Widać, że w tej dziedzinie nie szczędzono czasu ani pieniędzy.
Soldier Of Fortune nie jest grą pozbawioną wad. Dosyć duże (realne) wymagania sprzętowe (min. K3/300, VooDoo2 i 64 MB RAM), instalacja zajmująca 700MB na dysku twardym, oraz to, że SoF jest bardzo trudny, przesądzają o tym, że nie jest to gra dla wszystkich. Naturalnie jeśli lubisz Jagged Alliance2 i Cywilizację, natomiast w Duke Nukem 3D nigdy nie grałeś, a Quake przyprawia cię o mdłości, możesz śmiało darować sobie kupno Soldier Of Fortune. Jeśli natomiast ukończyłeś (dwu, trzykrotnie?) Half Life, wszystkie możliwe dodatki do Quake’a i, ogólnie rzecz biorąc, jesteś dobry w „te klocki” oraz lubisz drobne nawiązania do znanych filmów akcji (min. do Broken Brrow czy Szklanej Pułapki), bez wahania inwestuj pieniądze i czas w Soldier of Fortune. Jestem pewien, że zapewni ci ona sporo rozrywki na najwyższym poziomie.