The Last of Us Part I - sprawdziłem wersje na PC! Nie do tego przyzwyczaiło nas Sony
-
- 30.03.2023, godz. 16:25
Porty gier z Playstation przez ostatnie lata uchodziły za jedne z najbardziej dopracowanych premier na PC. Postanowiłem zatem sprawdzić, jak wygląda sytuacja z The Last of Us, tytułem, który przecież oryginalnie debiutował jeszcze na PS3. Czy naprawdę jest tak źle, jak możemy wyczytać z komentarzy Steama?
Gracze PC długo musieli czekać, aby móc w końcu zagrać w The Last of Us. Tytuł ten - jak już wspomniałem - debiutował w czerwcu 2013 roku jeszcze na konsoli PlayStation 3. Od tego czasu gra ta doczekała się nawet dwóch poprawionych wydań, pierwszego remastera na PS4 oraz kompletnego remake już na PS5. To właśnie w tę ostatnio wydaną wersję przyjdzie nam zagrać na naszych PC. Jeżeli jesteście ciekawi opinii o samej grze, sprawdźcie przygotowaną przez Macieja recenzję dotyczącą wydania konsolowego. Ja jednak w tym artykule po raz kolejny skupię się wyłącznie na testach wydajności, aby sprawdzić, czy plotki o tym, że to najgorszy port przygotowany przez Playstation Studio, są prawdziwe.
Wysokie wymagania sprzętowe
W przeciwieństwie do debiutującego niedawno Returnala, który również w pierwszej kolejności zawitał na najnowszej konsoli od Sony, wymagania sprzętowe dla The Last of Us nie należą do najniższych. Tym bardziej może to dziwić, ponieważ wciąż mówimy tu o poprawionej wersji starej gry, a nie całkowicie nowym tytule. Dodatkowo rozgrywka w TLoU jest dość liniowa i nie mamy co liczyć na rozbudowane efekty związane choćby z fizyką obiektów naszego otoczenia. Sama gra korzysta z resztą z tego samego silnika, który był używany choćby w wydanej pod koniec roku na PC i konsole PS5 odświeżonej odsłonie Uncharted. Jednak w tamtym przypadku wydawca nie polecał aż tak mocnych konfiguracji sprzętowych.
Zobacz również:
- ZOTAC GAMING GeForce RTX 4070 Ti AMP AIRO – “mała”, cicha i wydajna karta kontra Cyberpunk 2077 RT Overdrive
- Wielki test dysków SSD NVMe - który najlepszy do PlayStation 5?
- W co zagrać na słabym komputerze - najlepsze gry z niskimi wymaganiami

Deweloper rekomenduje sześciordzeniowe procesory, co nie dziwi, skoro konsola została wyposażona w identyczny układ. Nawet karty graficzne pokroju RTX 2070, RTX 3060 czy RX 6600 XT nie wzbudzają jakiegoś wielkiego zdziwienia. Jednak tak złożony system ma wystarczyć “zaledwie” do rozgrywki w 1080p na ustawieniach wysokich z wyłączonym śledzeniem promieni.
Gdy jednak liczymy na jakość rozgrywki nieodbiegającą od tego, co może zaoferować nam konsola Sony, zmuszeni jesteśmy poniekąd do zainwestowania w dużo droższe GPU. Przyglądając się całemu polecanemu zestawowi, śmiało możemy powiedzieć, że taka konfiguracja kosztuje ponad 10 tys. złotych. Poniżej zadziejcie przygotowaną przykładową konfigurację.








Ustawienia i długie loadingi
Standardowo przy każdej premierze nowego tytułu pierwszą rzeczą, którą sprawdzam, są ustawienia i opcje graficzne dostępne w menu gry. Niestety, po raz kolejny - podobnie jak w przypadku Hogwarts Legacy, - nie mamy dostępnej opcji pełnego ekranu na wyłączność. The Last of Us działa tylko w trybie “okienkowym”, co może wpływać na wydajność i płynność działania tytułu. Na szczęście działa opcja zmiany rozdzielczości renderowania obrazu. Dodatkowo możemy się wesprzeć SuperSamplingiem - dostępne są dwie opcje FSR i DLSS.
Jednak zanim będziemy mogli uruchomić grę, przyjdzie nam poczekać, aż proces buforowania Shaderów dobiegnie końca. Takie rozwiązanie nie jest niczym nowym i mogliśmy je spotkać choćby w przypadku odsłon z cyklu Call of Duty, czy we wspominanym już Dziedzictwie Hogwartu. Jednak tam cały proces zajmuje przeważnie ok. jednej minuty. W przypadku TLoU mówimy o ponad 30 minutach czekania! Cały ten proces dodatkowo bardzo mocno obciąża nasz procesor. Nawet nasz redakcyjny, 16-rdzeniowy Ryzen był wykorzystywany w ponad 60%! Z ciekawości sprawdziłem opinie na platformie Steam i dużo osób wypomina cały proces deweloperom.
Jakby tego było mało, gra potrafi się wyłączyć w trakcie przygotowywania Shaderów, aby po ponownym uruchomieniu zacząć wszystko od początku. Wspominam o tym, ponieważ właśnie ten czynnik najbardziej wpłynął na czas, jaki był mi potrzebny na przygotowanie naszego testu wydajności.

Samo wczytanie zapisu gry również trwa bardzo długo. A przecież grę mamy zainstalowaną na bardzo szybkim dysku NVMe Kingston Fury Renegade. Mówimy tutaj o ponad dwóch, a często prawie trzech minutach wczytywania. Na szczęście po załadowaniu gry, podczas rozgrywki nie doświadczymy już długich ekranów ładowania. Jednak nietrudno nie odnieść wrażenia, że są to zgoła odmienne wrażenia z gry, niż mogą doświadczyć użytkownicy PlayStation 5.
Testy
Wszystkie testy przeprowadziłem na redakcyjnej platformie testowej - tej samej, z której korzystałem przy sprawdzaniu Hogwarts Legacy czy Sons of the Forest. Zestaw ten na pewno spełnia zalecania deweloperów co do zalecanej konfiguracji. Cóż - pozostał wybór karty graficznej. W tym przypadku postawiłem na pięć konstrukcji. Dwa leciwe już GTX-y – 1660 Super oraz 1080 Ti, dwa RTX-y – 3080 oraz 4080 Eagle od Gigabyte i Radeona RX 7900 XTX Phantom Gaming w wersji od ASRocka. W przypadku kart NVIDII korzystałem ze sterowników w wersji 531.41, a Radeona RX 7900 XTX z Adrenalin Edition 23.3.2, specjalnie przygotowanych wersji właśnie na premierę TLoU.
Pełna specyfikacja konfiguracji testowej prezentuje się zatem następująco:
- PROCESOR: AMD Ryzen 9 7950X
- PŁYTA GŁÓWNA: AsRock X670E Taichi
- RAM: G.Skill Trident Z5 Neo 32 GB 6000 CL30
- DYSK:WD Black SN850X, Kingston Fury Renegade 2 TB
- ZASILACZ: COOLER MASTER MWE GOLD V2 1050 W
- CHŁODZENIE: Custom LC 360 mm RAD
Wszystkie testy były przeprowadzane na najwyższych ustawieniach jakości - ultra. Jak łatwo się domyślić, w przypadku kart z serii GTX wszelkie opcje związane ze śledzeniem promieni nie są dostępne i są automatycznie wyłączane.
Niestety - wysokie wymagania sprzętowe mają swoje odzwierciedlenie w wynikach naszych testów. The Last of Us wręcz pożera zasoby naszego komputera. Przy tak wysokich ustawieniach GTX 1080 Ti wystarcza wyłącznie do rozgrywki w rozdzielczości FullHD. Największym zaskoczeniem jest RTX 3080, któremu po prostu brakuje VRAM-u. Gra nawet w przypadku rozdzielczości 1440p potrzebuje prawie 12 GB pamięci dostępnej na karcie graficznej. To właśnie jest głównym powodem częstych przycięć animacji i niskiego wyniku 1% low zarówno w rozdzielczości 1440p, jak i 2160p. Tak naprawdę licząc na płynną rozgrywkę na najwyższych ustawieniach, nasz komputer powinien posiadać RTX 4080 albo Radeona RX 7900 XTX.


Problemów z płynnym działaniem na RTX 3080 nie rozwiązuje nawet DLSS czy FSR. Dalej w tym przypadku nie możemy liczyć na stabilne 60 FPS w rozdzielczości 4K. Przy RTX 4080 dopiero wtedy, gdy właśnie skorzystamy z Super Samlingu - i pokazuje wówczas pełną dominację.
Gra wygląda ładnie, ale tylko na mocnym sprzęcie
Pewnie zwróciliście uwagę, że na powyższych wykresach zabrakło GTX 1660 Super. Czemu? Pewnie niektórzy z was zgadli, że układ ten nie był w stanie zapewnić płynnej rozgrywki na najwyższych ustawieniach graficznych.
Niestety - w przypadku tego leciwego już GPU możemy liczyć wyłącznie na ustawienia najniższe w rozdzielczości FullHD. Pytanie tylko - po co? Gra w tym trybie wygląda według mnie okropnie. Dużo lepiej w tym momencie prezentuje się wydany w 2015 roku Remaster na PS4. Tak, mowa o wersji na konsolę, którą - używaną - możemy kupić już poniżej 1000 zł, czyli wciąż taniej niż wspomniany GTX 1660 Super. Mimo tak słabej oprawy graficznej, TLoU nie działa też bardzo płynnie. Średnio możemy liczyć na 65 klatek ze spadkami do 30 FPS.
Premiera The Last of Us Part I na PC pozostawia wiele do życzenia. PlayStation Studios przyzwyczaiło nas do przygotowywania dopracowanych tytułów na nasze komputery. Przeważnie przeportowane gry były pozbawione większych problemów technicznych. Niestety, biorąc pod uwagę wysokie wymagania sprzętowe, trudno polecić ten tytuł w wersji na komputery osobiste. A szkoda, bo może sama rozgrywka nie jest odkrywcza, ale tytuł ten broni się ciekawą fabułą, którą zapewne wielu graczy chciałoby poznać po skończonej emisji serialu na HBO. Choćby po to, aby móc porównać oba te dzieła.









