Widziałem już The Last of Us i jestem zdruzgotany. HBO coś ty narobiło…
-
- 03.03.2023, godz. 14:14
Premiera pierwszych odcinków The Last of Us już za nami. Ja miałem już okazję zapoznać się z najnowszym serialem na HBO MAX. Jak wypadała on w akcji? Długo by opowiadać...
Nie da się ukryć, że dla wielu widzów i graczy już w styczniu swój debiut zaliczy najważniejszy serial tego roku. Mowa oczywiście o The Last of Us. Wspólne dzieło PlayStation Productions i HBO miało, według zapowiedzi twórców, zapewnić nam serial nie tylko wysokiej jakości, ale przede wszystkim wierny oryginałowi. Przyznam się wam, że i dla mnie to jeden z najważniejszych seriali tego roku i to z wielu powodów. Przede wszystkim The Last of Us to moim skromnym zdaniem jedna z najlepiej opowiedzianych historii w grach. Niedawno miałem okazją ją sobie odświeżyć dzięki bardzo udanemu remake'owi pierwszej części gry i nic się nie zestarzała przez ostatnią dekadę. Co więcej, nabrała ona na aktualności.

Geneza The Last of Us
Serial The Last of Us od pierwszej swojej zapowiedzi budził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że również osoby niezaznajomione z grami będą miały okazję zapoznać się z tym światem i historią. Z drugiej jednak byłem pełen obaw – zdawałem sobie bowiem sprawę, jak ciężko będzie przenieść dzieło studia Naughty Dog na ekrany i to z wielu powodów. Przede wszystkim gracze to bardzo wymagający odbiorcy. Część z nich jest wręcz fanatycznie przywiązana do swoich ulubionych produkcji, historii i postaci. Przed twórcami serialu stało zatem niezwykle trudne zadanie, którym było zadowolenie tej grupy odbiorców i jednocześnie zrealizowanie swojej wizji w nowym medium. Biorąc pod uwagę, że The Last of Us to historia umiejscowiona w postapoakliptycznej wizji świata, trzeba było się liczyć również z dużymi kosztami. Odpowiednie przygotowanie strony technicznej takiego serialu to fundament, na którym trzeba było go zbudować, a bez odpowiedniego budżetu jest to po prostu niemożliwe.
Zobacz również:
- The Last of Us – kiedy możemy liczyć na 2. sezon? O czym opowiedzą nowe odcinki? (BRAK SPOILERÓW)
- SkyShowtime - seriale, które warto obejrzeć na nowej platformie
- HBO Max - najlepsze horrory, jakie obejrzysz w 2023 roku [MARZEC]
The Last of Us zatem już od początku miało pod górkę. Zespół odpowiedzialny za stworzenie serialu z Craigiem Mazinem i Neilem Druckmannem sprostał jednak wszelkim wyzwaniom i trudnościom, dostarczając nam nie tylko jedną z najlepszych adaptacji gier w historii, ale przy tym po prostu – znakomity serial.
Historia, którą trzeba opowiedzieć
Dla niezaznajomionych z serią gier, The Last of Us opowiada nam historię Joela – doświadczonego mężczyzny po przejściach (w tej roli Pedro Pascal) i Ellie (Bella Ramsey) – młodziutkiej nastolatki, która kryje w sobie tajemnice. Los sprawił, że ich drogi się przecięły i połączyły w jedną. Ich wspólną podróż komplikuje fakt, że muszą poruszać się po postapokaliptycznym pustkowiu, w którym na szczycie łańcucha pokarmowego nie są już ludzie, tylko „zarażeni”. The Last of Us przedstawia nam bowiem wizję świata, w której to pandemia wywołana maczużnikiem (gatunek grzyba) doprowadziła do jego upadku.

Serial The Last of Us, podobnie jak gra, jest przede wszystkim opowieścią o ludziach, ich postawach, charakterach i słabościach. Postapokaliptyczna wizja świata sprawia, że możemy obserwować, jak ludzie radzą sobie w sytuacjach ekstremalnych, i jak mocno one ich zmieniają. W The Last of Us pierwsze skrzypce grają oczywiście Joel i Ellie, ale niemal każda postać, która pojawia się na ekranie (nawet na chwilę), ma swoją istotną rolę do odegrania.
Robert Kirkman – twórca komiksu The Walking Dead, powiedział kiedyś, że „dobre filmy o zombie pokazują nam, jak my, ludzie, jesteśmy poprani. Sprawiają, że mamy wątpliwości co do naszej pozycji w społeczeństwie i pozycji naszego społeczeństwa w świecie”. Wydaje mi się, że ten cytat perfekcyjnie oddaje to, co przekazuje nam serial The Last of Us.
Widowisko, które trzeba pokazać
The Last of Us broni się nie tylko znakomitą historią i kreacjami aktorskimi, ale również oprawą audio-wizualną. Od pierwszych minut premierowego odcinka widać, że twórcy dysponowali odpowiednim, do zrealizowania tego widowiska, budżetem. Nie chcę wam psuć zabawy, ale jedna z początkowych scen, w której możemy obserwować walący się świat, jaki znamy, prezentowała się równie dobrze, albo nawet lepiej, niż w kinowych blockbusterach. Efekty specjalne, kostiumy czy charakteryzacja (szczególnie w przypadku zarażonych) prezentuje się po prostu perfekcyjnie. Wszystko jest dopracowane w najmniejszym detalu. Wystarczyło zaledwie kilkanaście minut, abym poczuł brud i beznadzieje świata The Lat of Us.

Twórcy seriali wyszli z założenia, że nie ma co wymyślać koła na nowo i podczas seansu towarzyszyły mi znajome dźwięki, a przede wszystkim rewelacyjna muzyka autorstwa Gustavo Santaolalli. Jeśli nie wiecie, o czym mówię, to musicie tego posłuchać.
Jak wierną adaptacją jest serial The Last of Us?
Przy produkcji serialu The Last of Us bezpośredni udział brali twórcy gry i to widać oraz czuć. Jeśli jesteście fanami gry i mieliście obawy o poszanowanie materiału źródłowego, to mogę was uspokoić. The Last of Us to nie serialowy Wiedźmin, gdzie źródło, tak naprawdę, wyrzucono do kosza. W produkcji HBO najwięksi fani gry dostrzegą, że niektóre sceny odtworzono wręcz jeden do jednego. Nie oznacza to jednak, że nie dokonano pewnych zmian. Najprawdopodobniej na potrzeby nowego medium, już w pierwszym odcinku zauważyłem sporo różnić względem oryginału. Nie ma w tym jednak nic złego, wręcz przeciwnie. Niektórych scen brakuje, inne dodano, a jeszcze inne nieco zmieniono. Każda zmiana jest jednak logiczna i z poszanowaniem dla oryginału. Pod tym względem The Last of Us to bardzo bezpieczna adaptacja, co mi osobiście się podoba.

Zdruzgotany, bo to było słodko gorzkie doznanie
Chwalę i chwalę serial The Last of Us, ale uwierzcie mi, jest za co. Poza drobnostkami i detalami niewartymi uwagi naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Seans dzieła HBO i PlayStation Productions pochłania bez reszty i śmiało, można je określić mianem najlepszej ekranizacji gry w historii. Dotknęła mnie jednak pewna brutalna prawda i przygnębiająca myśl.

Pamiętam, że w okolicach 1997-1998 roku obejrzałem pierwszą, w życiu, ekranizację gry – był to film Mortal Kombat w reżyserii Paula W.S. Andersona. Do dzisiaj uważam, że to jedna z najlepszych adaptacji gry wideo w historii, choć nie bez wad. Od tamtej pory minęło jednak niemal ćwierć wieku. Oczywiście po drodze pojawiło się jeszcze kilka udanych produkcji filmowych czy serialowych opartych na grach, ale miałbym pewnie problem, żeby zebrać pełną dziesiątkę, którą mógłbym polecić każdemu, bez wyjątku. HBO za sprawą The Last of Us sprawiło, że uzmysłowiłem sobie, jak wiele jest jeszcze znakomitych historii z gier, które zasługują na to, aby dotarły do szerszego grona i osób, które najzwyczajniej w gry nie grają.
The Last of Us tak wysoko zawiesza poprzeczkę w kategorii adaptacji gier wideo, że aż się boję czy po seansie serialu HBO spotka mnie w tej materii coś równie dobrego i czy znów będę musiał czekać 25 lat na kolejne tak ważne i dobre dzieło. Oby nie, czego sobie i wam życzę.
Zobacz również recenzje poszczególnych odcinków serialu The Last of Us:
- Szczęście opuściło The Last of Us. Recenzja 2. odcinka serialu
- Tornado zmian w The Last of Us. Apokalipsa i truskawki, czyli recenzja 3. odcinka serialu
- Suchar na sucharze, czyli 4. odcinek The Last of Us. Recenzja
- Emocje jak na grzybach. Odcinek 5. The Last of Us – recenzja
- The Last of Us, nie idź tą drogą! Recenzja 6. odcinka serialu HBO Max
- Mortal Kombat i Victoria's Secret, czyli 7. odcinek The Last of Us. Recenzja