Aristo Prestige 1810
-
- Darek Rzeźnicki,
- 21.12.2010, godz. 15:57
Nie szata zdobi laptop, ale w czasach, gdy użytkownicy coraz bardziej cenią styl i tęsknym wzrokiem podążają za produktami Apple czy Sony, brzydki notebook może ratować się jedynie niską ceną albo bogatym wyposażeniem. Prestige 1810 nie do końca spełnia owe postulaty, ale dzielnie walczy - częściowo z powodzeniem.
Są takie komputery przenośne, które samym wyglądem zniechęcają do bliższego obcowania. Trzeba dopiero głębszej analizy specyfikacji czy jazdy próbnej, by w jakimś stopniu zatrzeć negatywne odczucia z pierwszego wrażenia.
Aristo Prestige 1810 zbudowany na kadłubku firmy Quanta należy do owego grona brzydkich kaczątek. Za każdym razem, gdy widzimy kolejne wcielenie tej konstrukcji pod inną marką, grymas zniechęcenia wykrzywia nasze twarze. To naprawdę szpetne wzornictwo, w dodatku pachnące tandetą. Można mieć tylko nadzieję, że jakość wykonania nie odpowiada temu, co podpowiadają zmysły.
Gdy jednak zerkniesz na elementy wyposażenia Prestige 1810, poczujesz się nieco lepiej. Dobra konfiguracja sprzętowa, bardzo pojemny akumulator (ale też bardzo pokaźnych rozmiarów) plus całkiem sensowny zestaw gniazd i łączy bezprzewodowych mogą przypaść do gustu.
Co ważne, niezłe parametry przekładają się na odpowiednio wysokie wyniki benchmarków. Mimo że Prestige 1810 nie należy do rekordzistów, pod względem wydajności uplasował się na trzecim miejscu w rankingu tanich notebooków (do 3 tys. zł), wyprzedzając poprzednika Prestige 1800 z mocniejszym procesorem głównie dzięki dłuższej pracy na baterii (ponad pół godziny). Oczywiście to zasługa pojemniejszego akumulatora, lecz nawet z nim Aristo nie mógł dorównać liderom długiego dystansu oferującym nie 3, ale 4 godziny działania bez gniazdka elektrycznego.
Prestige 1810 byłby całkiem ciekawym urządzeniem, gdyby nie brak stylu i obecność lepszych modeli w tej samej cenie.