Canon EOS 550D

Canon zaskoczył wprowadzeniem najnowszej wersji taniej lustrzanki. Pojawiła się ona zaledwie po 10 miesiącach od premiery poprzednika. I to w czasie, gdy wszyscy oczekiwali następcy wyższego modelu – sędziwego, bo wprowadzonego we wrześniu 2008 r. EOS-a 50D. Mimo że od wcześniejszej wersji nie różni się istotnie, jest jedną z najlepszych tanich lustrzanek na rynku.

Według Roberta Woźniaka,– przedstawiciela firmy Canon Polska, aparat jest pozycjonowany w hierarchii EOS-ów wyżej od poprzednika. Tłumaczy, że ma bardzo duże możliwości, nazywając 550D „odchudzoną siódemką”. Faktycznie znajdziemy kilka podobieństw do EOS-a 7D – zastosowano matrycę o APS-C o tej samej rozdzielczości (18 MP), istnieje możliwość wykorzystywania bardzo wysokich czułości (ISO 6400 czy nawet w trybie rozszerzonym ISO 12800) oraz występuje ten sam system pomiaru światła. Jednak nazywanie go „uproszczoną” siódemką to, naszym zdaniem, spora przesada. Po pierwsze, do 7D jest jeszcze zaawansowany korpus EOS x0D (jak na razie w dalszym ciągu EOS 50D), który pod względem konstrukcji obudowy czy ergonomii znacznie przewyższa model 550D. Po drugie, body aparatu nie różni się bardzo nie tylko od poprzednika, ale i udanego EOS-a 450D. A może Canon zrezygnuje z „dwucyfrowych” lustrzanek? W takiej sytuacji wypowiedź przedstawiciela firmy byłaby uzasadniona. To jednak mało prawdopodobne.

Budowa

Pod względem gabarytów i masy aparat mniej więcej odpowiada dwóm poprzednikom. Rozłożenie przycisków na tylnej ściance jest niemal identyczne. Projektanci zmienili tylko kształt przycisków (były okrągłe, teraz są większe i mają różne formy geometryczne), przesunęli przycisk rejestracji wideo w okolice okularu wizjera, a w jego miejscu umieścili nowy, znany już z EOS-a 7D przycisk „Q” (wywołujący szybkie menu). Jak w każdej taniej lustrzance, występuje tylko jedno kółko zmiany wartości. Zostało umieszczone na górze korpusu, tuż za przyciskiem spustu migawki. Nie jest to, w naszej opinii, najlepsza lokalizacja. Wygodniej obsługuje się je kciukiem, gdy jest zlokalizowane w górnym prawym rogu tylnej ścianki lub przed przyciskiem wyzwalającym migawkę. Dla osób mających duże dłonie cofanie palca wskazującego do kółka zmiany wartości może powodować lekki dyskomfort. Konstruktorzy mogliby także znaleźć lepsze miejsce na przycisk aktywujący kompensator ekspozycji „+/-” – jest zbyt blisko innych przycisków sterujących (w tym nawigacyjnych „strzałek”). Przy słabym oświetleniu lub podczas fotografowania sztucznie oświetlonej sceny, stojąc gdzieś w cieniu (na przykład na koncercie), trudno jest trafić palcem na ten często przydatny przycisk. Lepszym miejscem, naszym zdaniem, jest lokalizacja przycisku rejestracji wideo. Nawet po ciemku łatwo nań trafić. Nie podoba nam się także miejsce umieszczenia przycisku przełączającego w tryb odtwarzania – byłoby wygodniej, by został umieszczony po drugiej stronie ekranu – tam, gdzie znajduje się przycisk „menu”. Jak inne tanie lustrzanki, także i EOS-a 550D nie wyposażono w dodatkowy ekran LCD. Nie ma też mechanizmu pozwalającego na odchylanie głównego wyświetlacza, mimo że niektóre konstrukcje konkurencji są weń wyposażone. W przeciwieństwie do większości tanich lustrzanek, nowy EOS daje użytkownikowi możliwość podłączenia „gripa” (w doku akumulatora znajdują się styki). Zastosowano inny niż 500D typ akumulatora (LP-E8 o pojemności 1120 mAh). Niestety, inny jest także „grip” - BG-E8. W przypadku zmiany korpusu z EOS-a 450, 500 czy 1000D nie można więc zastosować używanego dotąd BG-E5.

Wyświetlacz w natywnym formacie

Jednym z największych atutów jest wyświetlacz LCD. Po raz pierwszy w lustrzance pojawił się panel o rozdzielczości przekraczającej milion pikseli (prawie 1 040 000). Warto jednak zwrócić uwagę, że podawane w aparatach rozdzielczości ekranów odnoszą się do liczby tak zwanych subpikseli, czyli składowych RBG każdego wyświetlanego punktu. Rzeczywista rozdzielczość (tzn. taka, jaką się podaje w monitorach komputerowych) jest 3 razy mniejsza – obraz składa się z 720 linii w poziomie i 480 pikseli w pionie, czyli razem mamy 345 600 punktów.

Zmianie uległy także proporcje boków – wreszcie odpowiadają formatowi matrycy – zmieniono ze standardowych 4:3 na „lustrzankowe” 3:2. Zarówno podwyższenie rozdzielczości, jak i zmiana proporcji boków to świetny ruch. Widzimy bardzo dokładny obraz we właściwym formacie (czyli nie już czarnych pasków). Nowy kształt LCD jest także bliższy formatowi wideo (16:9).

Automatyczne ISO z limitem

Jak w innych aparatach, także i w EOS-ie 550D użytkownik może używać trybu automatycznej czułości „Automatyczne ISO”. Od tego modelu tryb ten jednak jest bardziej funkcjonalny – konstruktorzy zastosowali blokadę, pozwalającą ograniczyć górną granicę czułości – w menu można ustawić maksymalny poziom czułości. Funkcja ta, wbrew pozorom, jest bardzo przydatna – ustawiamy najwyższą dopuszczalną przez nas czułość: na przykład ISO 400 czy 800 (przy tych wartościach aparat bardzo dobrze radzi sobie z szumami) i możemy zapomnieć o konieczności kontrolowania tego parametru. W dobrych warunkach oświetleniowych aparat ustawi ISO 100, tam gdzie ciemno - 400 czy 800. Użycie funkcji „Automatycznego ISO” może uchronić nas przed dość często mającą miejsce sytuacją, gdy wykonujemy masę zdjęć w dobrym świetle przy bardzo wysokiej czułości, tylko dlatego, że poprzednie robiliśmy w słabych warunkach i zapomnieliśmy zmienić czułość. Pomysł zastosowania limitu nie jest nowy - funkcja ta już od dawna występowała w niektórych aparatach Panasonic Lumix (np. DMC-G1).

Bogatszy tryb wideo

Konstruktorzy wprowadzili kilka zmian w trybie wideo. Obraz nadal może być rejestrowany w rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli, ale już nie tylko z częstotliwością 20 kl./s, lecz także – 24, 25 i 30. Jeśli ograniczymy rozdzielczość filmowania do „HD Ready”, czyli 1280 x 720 lub niższej, można rejestrować ruch z częstotliwością zapisu 50 klatek na sekundę. Taka możliwość pozwala na wykonywanie filmów w zwolnionym tempie. Jest ono jednak zwolnione zaledwie o połowę, więc nie uzyskamy tak spektakularnych nagrań, jakie mogą rejestrować niektóre kompakty Casio (kilkaset klatek na sekundę w niskiej rozdzielczości). Niemniej mamy możliwość rejestrowania zwolnionego tempa w świetnej rozdzielczości, czego aparaty Casio już nie potrafią. Kolejną zmianą jest wprowadzenie możliwości filmowania z ręczną kontrolą ekspozycji – użytkownik może rozjaśniać i przyciemniać filmowaną scenę za pomocą kółka zmiany wartości. Niestety, poruszanie nim jest bardzo hałaśliwie, więc jeśli podczas filmowania chcemy przyciemniać i rozjaśniać obraz, warto użyć zewnętrznego mikrofonu. Na szczęście konstruktorzy wyposażyli ten model w odpowiednie złącze.

Tryb zdjęć seryjnych

Według danych producenta, nowy aparat został przystosowany do zapisu 3,7 klatek na sekundę przy pełnej rozdzielczości. Wydajność taką ma zapewniać zastosowany najmocniejszy obecnie procesor Canona – Digic 4. Ze względu na charakter kompresji JPEG, liczba rejestrowanych klatek wprost zależy od fotografowanego motywu (im więcej w kadrze detali, tym cięższy plik) i wydajności karty pamięci. Użyliśmy dwóch kart: Panasonic SDHC 4 GB Class 10 oraz SanDisk Extreme III 8 GB Class 6 i fotografowaliśmy dwa różne motywy: ogród (gdzie ok 25% kadru stanowi niebo i drugie tyle śnieg pokrywający trawnik) oraz niebo z obłokami. Zdjęcia z pierwszego motywu ważą średnio 9,3 MB, z drugiego - 4,9 MB. Udało się nam uzyskać w ciągu dziesięciosekundowych serii wydajność na poziomie 2,3-2,8 kl./s przy fotografowaniu ogrodu i 3,6 kl./s - nieba. Oczywiście warto wziąć pod uwagę raczej wydajność podczas fotografowania pierwszego motywu – zdjęcia o tak małej liczbie detali, jak chmury na niebie, wykonuje się raczej rzadko.

Elektronika

Aparat wyposażono w matrycę CMOS o rozdzielczości 18 MP (prawdopodobnie tę samą co 7D), czyli jest bogatszy od poprzednika o 3 megapiksele. Właściwie do niczego niepotrzebne megapiksele – znacznie lepiej by było, gdyby producent skoncentrował się na dopracowywaniu możliwości matrycy związanych z jej dynamiką, a nie tworzeniem coraz liczniejszych i mniejszych fotodetektorów. Aparat przystosowano do obsługi kart nowej generacji – SDXC, czyli nośników mogących pomieścić więcej niż 32 GB danych.

Istotną zmianą w stosunku do poprzednika jest zastosowanie zaawansowanego pomiaru natężenia światła, jaki występuje w dwie klasy wyższym EOS-ie 7D. Chodzi o system iFCL określający ekspozycję na podstawie danych pochodzących z dwuwarstwowego sensora, podzielonego na 63 strefy. Przy pomiarze światła brane są pod uwagę informacje pochodzące z systemu AF (liczy się bowiem odległość od fotografowanego motywu), a także o kolorze znajdujących się w kadrze motywów.

Konstruktorzy poszerzyli zakres kompensatora ekspozycji do +/- 5EV. W aparacie, który daje użytkownikowi pełną kontrolę ekspozycji (czyli każdej lustrzance), zmiana ta jest raczej mało istotna – fotografujący może przecież ręcznie ustawić dowolny czas i przysłonę. System ustawienia ostrości pozostał bez zmian – nadal można korzystać z 9-punkowego autofokusu z czujnikiem krzyżowym w środku.

Wyniki testów jakości obrazu

Canon EOS 550D bardzo dobrze wypadł w teście rozdzielczości obrazu – pod tym względem nie różni się od poprzedników. Co ciekawe, wzrost rozdzielczości matrycy nie przełożył się na wzrost liczby rejestrowanych szczegółów – było ich praktycznie tyle samo, co na zdjęciach z EOS-a 500D. Testy wykonywano na tym samym obiektywie (EF 50 mm/f1,4 USM). Czyżby przy formacie APS-C osiągnięto skrajne możliwości jednego z najlepszych pod względem rozdzielczości obiektywów?

Aparat bardzo dobrze oceniamy pod względem poziomu szumów. Wyniki, jakie uzyskał w analizie przeprowadzonej naszym programem Macbeth 2.1, określającym jednorodność centralnych fragmentów pól tablicy barw GretagMacbeth, wskazują, że EOS 550D należy obecnie do ścisłej czołówki (czwarte miejsce! – patrz wyniki w tabeli na płycie) pod względem „czystości” obrazu. To, jak aparat – a właściwie algorytmy odpowiedzialne za odszumianie – świetnie radzi sobie nawet przy wysokich czułościach widać na ilustracjach, na trzeciej i czwartej stronie tego artykułu.

O ile dużo dobrego da się powiedzieć o szczegółowości obrazu i niskich szumach, o tyle o dynamice już nie do końca. Aparat nie wypadł co prawda bardzo źle w próbie określającej odwzorowanie detali w światłach i cieniach, ale uzyskał wyniki znacznie gorsze, zajmując pod tym względem 13. pozycję w rankingu. Tu wyraźnie zaszkodziła zbyt wysoka rozdzielczość sensora. Zaskakująco słabo aparat wypadł też w teście odwzorowania barw przy ręcznym balansie bieli (RBB).

Podsumowanie

W klasyfikacji generalnej aparat uplasował się na dobrej, jak na tę klasę cyfrówki pozycji. Mimo pewnych wad czy „ograniczeń” ergonomicznych (za takie można uznać brak odchylanego ekranu LCD), aparat jest jedną z najlepszych tanich lustrzanek na rynku. Istotnymi atutami są możliwość nagrywania dobrej jakości filmów Full HD oraz kapitalny wyświetlacz. Największą wadę, naszym zdaniem, stanowią niedociągnięcia w ergonomii – nie podobają się nam opisane wcześniej miejsca lokalizacji niektórych przycisków czy pokręteł. Jednak z tego typu ograniczeniami należy się liczyć, kupując tani model.


Nie przegap

Zapisz się na newsletter i nie przegap najnowszych artykułów, testów, porad i rankingów: