CyberPower DX800E
-
- 21.12.2010, godz. 17:52
Seria DX z oferty CyberPower składa się z trzech modeli różniących się mocą. Mamy 400, 600 i 800 woltamperów. To jest moc pozorna, czynna, wyrażona w watach, wynosi 60 procent tej wielkości. Wszystkie zbudowano według topologii offline. Model DX800E ma trzy gniazdka z bolcem oraz wtyk USB do komunikacji z komputerem.
CyberPower jest jednym z największych producentów zasilaczy awaryjnych na świecie, który od ubiegłego sezonu zaczął być obecny w Polsce. Seria DX składa się z trzech modeli różniących się mocą. Mamy 400, 600 i 800 woltamperów. To jest moc pozorna, czynna, wyrażona w watach, wynosi 60 procent tej wielkości. Wystrój zasilaczy jest równie awangardowy jak w serii BR. Zamiast typowego jamnika mamy formę krótszą, ale wyższą. Wykorzystane są trzy mniejsze powierzchnie boczne bryły prostopadłościennej. Jedna na trzy gniazdka z bolcem, chronione przed przepięciami oraz brakiem zasilania, wtyk USB do komunikacji z komputerem oraz przycisk resetu.
Druga na wyłącznik, diody sygnalizujące stan urządzenia oraz LED informujący o poziomie naładowania baterii. Na trzeciej jest logo producenta. Bardzo łatwy jest dostęp do baterii, wystarczy odsunąć boczną ściankę. Jak na nie najmniejszą moc na pochwałę zasługują niewielkie wymiary i ciężar. Zawdzięcza to także nietypowej baterii, o pojemności 8,5 Ah. Niskie, ale jednak znacznie wyższe niż w rekordowej serii BR i innych zielonych konstrukcjach jest zużycie energii na własne potrzeby. Nieźle wypadł test długości podtrzymania na baterii. Prawie cztery minuty trwało podtrzymanie obciążenia zbliżonego do maksymalnego. Po dwugodzinnym ładowaniu ten czas skrócił się o połowę. To świadectwo zbyt słabej ładowarki, zresztą zgodnie ze specyfikacją, w której przewidziano przywrócenie pełnej pojemności dopiero po ośmiu godzinach. Sytuację użytkownika ratuje dość precyzyjne raportowanie stanu naładowania akumulatora.
DX800 jest zbudowany według topologii offline. Zatem nie ma systemu automatycznej regulacji napięcia. Spadek tej wartości poniżej 192, albo wzrost ponad 261 woltów powoduje przejście od razu na zasilanie z baterii. Raczej zbyt późno, 70 woltów różnicy między nimi jest niepokojąco dużą tolerancją. Jak na zasilacz bez śledzenia fazy - przejście na podtrzymanie bateryjne jest stosunkowo niezłe. Falownik zaczyna pracę po dziesięciu milisekundach. Od razu generuje stabilny przebieg w kształcie prostokąta, przyspieszony w stosunku do poprzedniej fazy o pięć milisekund.