Sony SLT-A37
-
- Norbert Gajlewicz,
- 22.08.2012, godz. 23:09
Lustrzanka nie musi być duża i ciężka. Udowadniał to już przed laty Olympus wprowadzając kilka modeli mniejszych i lżejszych nawet od niektórych kompaktów. Sony zaprezentował ostatnio małą lustrzankę wykonaną w technologii Translucent Mirror. Jej wizjer jest więc elektroniczny, a umieszczone wewnątrz korpusu nieruchome, półprzepuszczalne lustro pozwala zwiększyć wydajność trybu zdjęć seryjnych. Sprawdziliśmy możliwości najmniejszej lustrzanki SLT.
SLT-A37 jest jedną z najmniejszych produkowanych obecnie lustrzanek, bowiem pod względem gabarytów można ją porównać z wieloma aparatami typu superzoom - na przykład do testowanego w tym samym czasie modelu Nikon Coolpix P510. Niewielkie wymiary mogą przypaść do gustu szczególnie miłośniczkom fotografii - A37 całkiem nieźle leży w damskiej dłoni. (6-centymetrowy grip jest dla niej w sam raz).
Aparat został wykonany w technologii wykorzystującej nieruchome lustro (Translucent Mirror), przez które następuje rejestracja zdjęcia (w przeciwieństwie do klasycznych lustrzanek jednoobiektywowych, lustro na czas wykonania zdjęcie nie podnosi się). Wadą tego rozwiązania jest to, że stałe półprzepuszczalne zwierciadło zabiera część światła, co może wymuszać stosowanie wyższych czułości w danych warunkach oświetleniowych a w konsekwencji doprowadza to do wyższych szumów. Zaletą jest zaś spora wydajność trybu zdjęć seryjnych - aparat może wykonywać nawet 7 ujęć w ciągu sekundy (wyższe modele SLT jeszcze więcej). Aparat umożliwia wykorzystywanie sprawnego systemu ustawiania ostrości (opartego na detekcji fazy) podczas filmowania.
Budowa korpusu
Konstrukcja Alfy SLT-A37 jest klasyczna. Wszystkie elementy sterowania zostały umieszczone tam, gdzie w większości amatorskich lustrzanek. Koło trybów pracy zlokalizowano na górnej ściance, z tyłu, po prawej stronie wyświetlacza zlokalizowano "talerzyk" nawigatora z przyciskiem AF w środku (za jego pomocą można kciukiem ustawiać ostrość). W górnej części rękojeści znajduje się jedyne pokrętło zmiany wartości. Zaletą jest lokalizacja włącznika - okala on przycisk migawki. Użytkownik szybko może włączyć aparat bez konieczności używania drugiej ręki, która często podczas spaceru czy wycieczki może być zajęta. Oczywiście trudno mówić o obsłudze tego aparatu tylko jedną dłonią - szczególnie gdy używamy obiektywu z zoomem (pod tym względem lepsze są kompakty).
Już staje się normą, że lustrzanki Sony - nawet najtańsze - dysponują ruchomym panelem umożliwiającym odchylanie wyświetlacza. Można go ustawić pod kątem około 50 stopni w dół (pozwala to na wygodne kadrowanie znad głowy) i aż 95 stopni w górę, co bardzo ułatwia z perspektywy żaby. Niestety rozdzielczość i wielkość wyświetlacza nie rzuca na kolana - zastosowano 2,7-calowy ekran składający się z nieco ponad 230 tysięcy pikseli. To już standard odchodzący (obecnie nawet wiele kompaktów wyposażanych jest w 3-calowe ekrany o trzy razy większej rozdzielczości. Znacznie lepszy jest ekran zainstalowanym w wizjerze - jego rozdzielczość (1,44 MP) i powiększenie pozwala na wygodne kadrowanie (choć rozdzielczość jest mniejsza niż w wyższych lustrzankach SLT-A65 czy A77).
Na górnej ściance po lewej stronie znajduje się koło trybów pracy. Jest PASM, 3D, dwa tryby automatyczne ("Inteligentna auto" i "Lepsza automatyka"). Oryginalną pozycją na kole jest także tryb oznaczony przekreśloną błyskawicą. Jest to tryb automatyczny, ale z wyłączonym fleszem. Docenią go mniej zaawansowani w fotografowaniu użytkownicy, którzy chcą fotografować w muzeach (tam, często nie wolno używać flesza).
Na lewej bocznej ściance znajdują się złącza HDMI i USB, pilota oraz mikrofonu.
Funkcjonalność
Aparat dysponuje większością technologicznych zdobyczy koncernu Sony. Użytkownik SLT-A37 może zatem używać HDR-u, wykonywać imponujące zdjęcia panoramiczne (funkcja Sweep Panorama) zarówno w 2D, jak i 3D.
Warto także zwrócić uwagę na niedawno wprowadzoną w aparatach Sony funkcję Peaking (w polskojęzycznym menu oznaczaną jako "Poziom zarysu"). Służy do prezentowania na ekranie miejsc, na które została ustawiona ostrość. Jest to bardzo przydatna funkcja dle tych, którzy korzystają ze starej, manualnej optyki (zarówno Minolty, którą można mocować bezpośrednio na bagnecie A, jak i innych producentów jeśli użyjemy adapterów). Mamy do dyspozycji 3 poziomy tej funkcji (Low, Mid i High) oraz 3 barwy obwódek wskazujących w kadrze ostre krawędzie.
Aparat pozwala na fotografowanie w zakresie czułości ISO100-16000.
Wyniki testów jakości obrazu
Aparat Sony SLT-A37, jak inne lustrzanki, testowaliśmy z obiektywem stałoogniskowym 50mm f/1,4. Przy optymalnej przysłonie udało się uzyskać rozdzielczość w centrum kadru na poziomie 2100 linii na wysokość kadru (badanie Imatestu metodą ukośnej krawędzi). W analizie klinów zbiegających się linii poziomych uzyskaliśmy bardzo zbliżoną rozdzielczość - 2085 lph. Gdy analizie poddaliśmy linie pionowe wynik okazał się sporo lepszy - aparat rozróżnił blisko 2400 linii (wykresy prezentujemy na ilustracjach). Wyniki odnoszą się do analizy plików JPEG tworzonych przez aparat.
W teście dynamiki obrazu aparat wypadł całkiem nieźle, choć zdecydowanie słabiej od wyższego modelu SLT-A57. Detale w zakresie 7EV są rozpoznawane bardzo dokładnie, acz niestety są bardziej niż w modelu A57 "zalane" szumami. Co ciekawe, możliwe jest dostrzeżenie detali w cieniach odległych od prawidłowo naświetlonych świateł o około 11EV. I to nawet na plikach JPEG (patrz ilustracje niżej).
Pod względem sprawności automatycznego balansu bieli aparat wypadł ciut lepiej niż droższy A57. Ale i tak, przy sztucznym oświetleniu funkcja działa dość słabo. Nieco gorzej od A57 jest za to pod względem odwzorowania barw. Rezultat jest nieco słabszy niż średnia testowanych ostatnio lustrzanek wszystkich marek. Z szumami nie jest już tak źle - pod tym względem aparat wyprzedził popularny ostatnio tani model Nikona (D3200). Przy najniższej czułości szumy obrazów JPEG wynoszą 0,56%, podczas gdy zdjęcia z taniego Nikona "szumią" na poziomie 0,59%. Przy ISO3200 przewagę ma jeszcze Sony A37. Trend odwraca się dopiero przy ISO6400, gdzie górę bierze D3200 ("szumi" na poziomie 1,75% wobec 1,82%).
Wnioski
Aparat można uznać za udaną konstrukcję. Jest to oczywiście model dla mniej wymagającego fotoamatora. Polecamy go raczej osobom o mniejszych dłoniach - na przykład kobietom. Wyniki testów (analizowaliśmy głównie pliki JPEG) są bardzo przyzwoite dla tej klasy aparatu.
Wybrane ilustracje z analiz laboratoryjnych

Odwzorowanie barw przy świetle dziennym i automatycznym balansie bieli. Odległość między kwadratami a kółkami świadczy o wielkości błędu odwzorowania danej barwy (im większa tym gorzej). Niestety błędów jest sporo.

Odwzorowanie barw przy świetle dziennym i ręcznym balansie bieli. Niestety nie jest lepiej... Może w nowszej wersji oprogramowania barwy będą reprodukowane wierniej. A może właśnie o to chodzi, by barwy były "ładne" a nie wierne... Z drugiej jednak strony wyniki są tu lepsze niż w konkurencyjnym Nikonie D3200.

Wyniki analizy klina zbiegających się pionowych linii. Aparat rozróżnił 2390 linii na wysokość kadru (przy uznanej za podstawowy standard próbie MTF50). Analizie poddaliśmy plik JPEG.

Wyniki analizy klina zbiegających się poziomych linii. Aparat rozróżnił ich znacznie mniej - 2085 linii na wysokość kadru (przy uznanej za podstawowy standard próbie MTF50. Analizie poddaliśmy plik JPEG.

Zdjęcie z testu dynamiki obrazu. Przy ustawieniu ekspozycji tak, by dało się odwzorować najjaśniejsze obszary kadru okazało się, że w cieniach oddalonych od świateł o około 7 EV obraz zawiera sporo szczegółów. Widać je także w prawej części małej czarnej fogurki (tu "odległość" od świateł wynosi 11 EV). w Próba była wykonywana przy minimalnej czułości i zaprezentowany plik był zapisany przez aparat w formacie JPEG.

To samo zdjęcie wywołane z RAW-a w programie Adobe Lightroom 4.0.