Sony SLT-A77
-
- Norbert Gajlewicz,
- 16.11.2011, godz. 16:54
Sony SLT-A77 jest modelem amatorskim wyższej klasy. Możemy go porównywać z takimi konstrukcjami jak Canony EOS 60D czy EOS 7D, czy Nikony D7000 i D300s. Podobnie jak niższy model SLT-A65 należy do drugiej generacji lustrzanek Sony, wykonanych w technologii SLT, gdzie optyczny układ celowniczy został zastąpiony elektronicznym odpowiednikiem. W porównaniu do aparatów SLT pierwszej serii, A77 dysponuje znacznie lepszym ekranem wewnętrznym oraz bardziej funkcjonalnym trybem wideo. Ma także matrycę o bardzo dużej rozdzielczości i jest bardzo dobrze dopracowany pod względem ergonomii. Zastępuje bowiem wysłużoną już konstrukcję Sony A700 - lustrzankę przeznaczoną ongiś dla bardzo wymagającego fotoamatora. Czy Sony swoją nową konstrukcją skusi go do zmiany korpusu? Może być z tym różnie, bo mimo bardzo przyzwoitej jakości zdjęć, jakie rejestruje SLT-A77, aparat może też zniechęcać. Przede wszystkim starych wyjadaczy, ...brakiem optycznego celownika.
Nie jesteśmy pierwszym portalem, który publikuje recenzje tego modelu lustrzanki. Nie zawsze chodzi o tempo, szczególnie gdy przychodzi oceniać model ważny z punktu widzenia wymagającego użytkownika. W przypadku A77 zdecydowanie warto zwolnić, by niepotrzebnie nie namieszać czytelnikom w głowach. Dziś bowiem, pisząc ten artykuł, przeczytałem w internecie trochę rewelacji na temat nowej konstrukcji Sony. Dowiedziałem się między innymi, że A77 to aparat porównywalny do pełnoklatkowego Canona EOS-a 5D Mark II, i że docenią go fotografowie studyjni. Można wyczytać też, że jakość elektronicznego wewnętrznego wyświetlacza jest "absolutnie oszałamiająca", a wydruki są pozbawione szumu nawet do czułości ISO 6400 włącznie. Ponieważ żyję z fotografii studyjnej i zdarza mi się prawie codziennie fotografować obiema "piątkami" Canona, informacje te mnie mocno zaskoczyły. Co więcej, nie dalej jak dwa tygodnie temu, miałem okazję używać w swoim studiu modelu A65, który z elektronicznego punktu widzenia jest niemal identyczny jak A77. Niestety z przykrością stwierdzam, że nie sprawdził się w tych warunkach. Z opinią na temat "absolutnie oszałamiającej" jakości obrazu wyświetlanego na wewnętrznym monitorze OLED zgodzę się, ale tylko wówczas, jeśli tę jakość oceniamy podczas fotografowania w dobrych warunkach. Inaczej na wyświetlanym w wizjerze obrazie zobaczymy szumy, które będą przeszkadzać tym bardziej im jest ciemniej i im ciemniejszy jest używany przez nas obiektyw. W skrajnych przypadkach zakłócenia nawet uniemożliwią dostrzeżenie niektórych detali (na przykład znajdujących się na ciemnych odcieniach czerwieni czy brązu). Nie chcę powiedzieć, że A77 to zły aparat - wręcz przeciwnie - szczerze go polecam, ale nie do studia lecz miłośnikom pejzaży i wszystkim fotoamatorom robiącym zdjęcia w dobrych warunkach oświetleniowych. Nie jest to konstrukcja, która sprawdzi się w studiu, gdzie często panuje kontrastowe oświetlenie o małej mocy, pochodzące od żarowych pilotów studyjnych lamp błyskowych. Wydruków bez szumów już nie skomentuję, bo w końcu to test aparatu a nie drukarki (a z tego co wiem, producent takowej wraz z korpusem nie dostarcza). No dobrze, dość złośliwości, przyjrzyjmy się bliżej cechom tej konstrukcji, bo naprawdę jest się czemu przyglądać.
Budowa
Pod tym względem aparat może zadowolić nawet najbardziej wybrednego fotoamatora. Duży, solidny (bo skonstruowany na magnezowym szkielecie i uszczelniony) korpus trzyma się bardzo wygodnie. Rękojeść jest świetnie wyprofilowana i nieco wyższa niż w tańszym, wspomnianym już korpusie A65. Spokojnie można korzystać z dużych i ciężkich obiektywów nawet bez konieczności dokręcania gripu (w niektórych lustrzankach jest to wskazane, bo grip nie tylko umożliwia wygodne wykonywanie ujęć pionowych, ale także przedłuża rękojeść korpusu). Warto dodać, że SLT-A77 umożliwia podłączenie "pionowego uchwytu" wyposażonego w przyciski i pokrętła sterujące (tym między innymi różni się od modelu A65, który takiej możliwości nie daje).
Zobacz również:
Aparat został wyposażony w dwa kółka zmiany wartości, jedno umieszczone pod kciukiem, drugie w górnej części rękojeści. Występowanie dwóch kółek ma spore znaczenie dla wygody fotografowania i wyznacza wyższą klasę lustrzanki (żaden tani model dwóch kółek nie ma). Docenią je przede wszystkim ci, którzy fotografują w ręcznym trybie doboru parametrów ekspozycji "M", bo jedno służy do zmiany wartości przysłony, drugie określania czasu otwarcia migawki. Kolejnym udogodnieniem jest dodatkowy monochromatyczny wyświetlacz LCD, umieszczony klasycznie w prawej części górnej ścianki. Jest w moim przekonaniu już znacznie mniej przydatny niż "drugie" kółko zmiany wartości. Niemniej również stanowi wyznacznik klasy aparatu.
Sterowanie
Sony SLT-A77 dobrze oceniam pod względem ilości i rozmieszczenia przycisków usprawniających sterowanie. Na górnej ściance, po lewej stronie zlokalizowano koło trybów. Warto zwrócić uwagę na tryb oznaczony jako "MR" ("Memory recall"), w którym możemy zdefiniować 3 zestawy indywidualnych ustawień aparatu. Są także tryby rejestracji panoram 2D i 3D.
W prawej części górnej ścianki mamy wspomniany już dodatkowy wyświetlacz LCD, wyzwalacz migawki z włącznikiem oraz 6 przycisków służących do zmiany: trybu migawki, profilu balansu bieli ("WB") i czułości ("ISO"); włączniki: kompensatora ekspozycji, podświetlenia dodatkowego LCD oraz przełącznik wyboru ekranu ("Finder/LCD").
Na tylnej ściance znajdziemy między innymi minidżojstik służący jako nawigator menu oraz przyciski rejestracji wideo i "Fn" uaktywniający menu podręczne.
Wizjer
O nim już trochę było na wstępie, bo nie potrafiłem powstrzymać się przed złośliwym komentarzem przypadkiem napotkanej w internecie recenzji. Mimo, że skrytykowałem sprawność wewnętrznego wyświetlacza w pewnych szczególnych okolicznościach - gdy fotografujemy w półmroku (studio, nocne plenery) - uważam, że jest jednym z ciekawszych elementów tego aparatu. Mało tego - konstruktorzy z pewnością wspięli się na wyżyny opracowując zastosowany w A77 i A65 wizjer. Musieli w końcu zrobić wszystko, by zadowolić wymagających użytkowników, którzy sięgną po ten, w końcu nietani, aparat. Lustrzanki SLT nie można było wyposażyć w optyczny układ celowniczy. Pryzmat, matówka oraz ruchome lustro zostało zastąpione przez wewnętrzny wyświetlacz LCD, który pokazuje obraz rejestrowany przez matrycę. Dzięki temu aparat może łowić wiele klatek na sekundę.
Zastosowany elektroniczny układ podglądu kadru jest dobrym zamiennikiem optycznego tylko w dobrych warunkach oświetleniowych - w plenerze, kiedy jest jasno aż chce się powiedzieć "wow!". To, co imponuje w wizjerze A77 to bardzo duże powiększenie (około 1,1x) i bardzo dobra rozdzielczość wewnętrznego wyświetlacza. Producent podaje, że składa się on aż z 2,35 miliona pikseli! Ale tak naprawdę OLED-owy wyświetlacz A77 tylu pikseli nie ma. Firmy oferujące cyfrówki podają w danych technicznych liczbę tzw. subpikseli. "Prawdziwych" pikseli - czyli punktów o właściwej barwie (o jakich mowa w telewizorach czy monitorach komputerowych) - w rzeczywistości jest 3 razy mniej. Kadrując przez wizjer A77 piksele można dostrzec, ale są na tyle małe, że nie przeszkadzają.
Główny wyświetlacz
W SLT-A77 zastosowano mechanizm odchylający duży 3-calowy monitor. Pozwala na ustawienie ekranu w dowolnym kierunku i działa na innej zasadzie niż w większości aparatów cyfrowych. Umieszczono go bowiem nie tylko na przegubie pozwalającym obracać go o 270 stopni, ale także odchylanej ściance. W efekcie ekran można ustawić w dowolnej pozycji i co ważne obracać niezależnie od tego, czy do aparatu jest przykręcona stopka statywu (uboższe rozwiązanie zastosowane w SLT-A33/55/65 jest podczas fotografowania na statywie niefukcjonalne).
Matryca
Konstruktorzy zaszaleli z rozdzielczością. Mała matryca CMOS APS-C została podzielona aż na 24 miliony detektorów. Powstaje pytanie po co komu 24 Mp w modelu amatorskim (czyli przeznaczonym dla ludzi, którzy raczej nie drukują zdjęć o wymiarach A2)? I drugie pytanie, jak bardzo tak duża rozdzielczość popsuje jakość obrazu powodując nieunikniony wzrost szumów? O tym będzie dalej.
Zdjęcia seryjne
Na razie wspomnijmy o bardzo dużej zalecie modelu SLT-A77 czyli wyjątkowej wydajności trybu seryjnego. Aparat jest w stanie zarejestrować w ciągu sekundy aż 12 ujęć, nawet zapisywanych w formacie RAW. Superszybka seria trwa jednak tylko 1,7 sekundy - w tym czasie można zapisać 14 plików RAW (te, które zarejestrowałem podczas testu ważyły po 24,2 MB). Jeśli chcemy rejestrować najlepszej jakości JPEG-i możemy liczyć na zapis 12 klatek w ciągu pierwszej sekundy. Cała superszybka seria JPEG, trwała również około 2 sekund. W tym czasie daje się ustrzelić tyle samo klatek JPEG, co RAW. Po superszybkiej serii aparat wyraźnie zwalnia - trzymając wciśnięty spust wyzwalania migawki przez 30 sekund udało się zapisać tylko 49 zdjęć JPEG ważących średnio 11,7 MB (jakość zapisu "Extra fine").
Wyniki tego testu z pewnością imponują. Pytanie tylko czy warto było pozbawiać aparat optycznego wizjera by osiągnąć taką wydajniość? To zależy od preferencji użytkownika - jeśli ktoś fotografuje dziko żyjące zwierzęta czy sport, z pewnością tak. Miłośnicy nocnych pejzaży nie będą zachwyceni.
Wideo
Aparat zyskał poprawiony (w porównaniu starszych modeli lustrzanek SLT) tryb wideo. Możliwa jest oczywiście rejestracja filmów Full HD. Tym razem jednak mamy większe możliwości wpływania na charakter ruchomego obrazu. Możemy bowiem filmować (tak jak i fotografować) przy dowolnie ustalonych parametrach ekspozycji. Po wybraniu na kole trybów piktogramu przypominającego klatkę filmu, wchodząc do menu podręcznego ustalamy jeden z czterech trybów rejestracji wideo PASM, dzięki czemu możemy mieć wpływ na głębię ostrości (odpowiednio ustawiając wartość przysłony) lub rozmycie ruchu (sterowanie czasem ekspozycji). Ale uwaga - filmowanie w trzech z czterech trybów wideo (ASM) jest możliwe tylko przy ręcznym ustawianiu ostrości - musimy ustawić obiektyw w pozycji MF.
Aparat pozwala na wybór formatu zapisu: możemy użyć AVCHD lub MP4. Jest też spory wybór przepływności: 24 lub 17 Mbps w trybach 50i i 25p oraz 28 Mbps przy rejestracji 50p.
Jakość obrazu
Dzięki bardzo dużej rozdzielczości matrycy, szczegółowość obrazu jest oczywiście bardzo dobra. Ale wcale nie podskoczyłem z radości analizując pod tym kątem zdjęcia testowe (w teście porównawczym oceniamy tylko pliki JPEG zarejestrowane obiektywem stałoogniskowym 50mm f/1,4). Aparat nie osiągnął rozdzielczości modeli pełnoklatkowych - zarówno z tej samej stajni czyli A850 czy A900, jak też Canona EOS-a 5d Mark II.
Inaczej było, gdy ocenialiśmy dynamikę obrazu. Tu faktycznie aparat nas pozytywnie zaskoczył - jak widać na ilustracjach zachował zarówno szczegóły w światłach, jak i cieniach. Kapitalne możliwości SLT-A65 ma pod tym względem, jeśli fotografujemy w RAW-ach (patrz ilustracje niżej).
Ocena szumów nie była już tak pozytywna, czego zresztą można było się spodziewać - zbyt małe detektory matrycy nie dają rady łowić odpowiednio silnych ładunków i istnieje konieczność silnego wzmacniania sygnału, co powoduje szumy. Warto dodać, że przy wyższych czułościach szumy są silnie redukowane przez oprogramowanie (stąd podobne oceny przy różnych czułościach), co dzieje się kosztem utraty szczegółowości. Silna redukcja następuje także prawdopodobnie przy minimalnej czułości, dlatego nie miałem okazji podskoczyć z radości oceniając szczegółowość... Oceny poziomu szumów są delikatnie niższe niż analogiczne oceny aparatu SLT-A65. Te różnice jednak mieszczą się w granicach błędu pomiarowego i mogą wynikać z różnic jakie występują między egzemplarzami. Moim zdaniem elektronika tych aparatów - mimo, że A77 ma nieco wydajniejszy tryb zdjęć seryjnych - jest ta sama.
Ogólnie - prócz nieco za wysokiego poziomu szumów - nie można mieć wielu zastrzeżeń do jakości obrazu. Nawet zaawansowany amator fotografii powinien być z niej zadowolony.
Wnioski
Aparat jest następcą dobrze ocenianego przez zaawansowanych amatorów modelu A700. Mamy tu do czynienia z zupełnie inną technologią, służącą zwiększeniu wydajności trybu zdjęć seryjnych. Trochę szkoda, że producent uczestniczy w "wyścigu pikseli" i montuje w swoich nowych korpusach zbyt wyżyłowane pod względem rozdzielczości matryce. Tylko nieliczni użytkownicy wykorzystają 24 Mp, za to wszyscy stracą na wysokim poziomie szumów.
Dyskusyjne też jest zastosowanie elektronicznego wizjera. O ile nie budzi on takich emocji w modelach tańszych, w tym i owszem. To w końcu ma być lustrzanka dla naprawdę wymagającego użytkownika. A taki lubi fotografować nie tylko przy dobrym świetle, ale także prawie po ciemku. I co powie, jak zobaczy w wizjerze szumy? Albo je polubi, albo zmieni system i kupi D7000 czy EOS-a 7D.
Wybrane zdjęcia z testu jakości obrazu

Ostrość jest bardzo dobra nawet na plikach JPEG. Aparat nie osiąga jednak tak wysokiej szczegółowości jak aparaty pełnoklatkowe

Dynamika z pliku JPEG jest bardzo dobra.

Dynamika z pliku RAW jest oczywiście jeszcze lepsza - widać wszystkie szczegóły oddalone od siebie o około 10-11 EV.

Szumy przy ISO1600 niestety są jak na lustrzankę dość wysokie.